Sam czasami się zaskakuję

– Jeśli mam do wyboru kilka rozwiązań, które są poprawne i ładne, kluczem do wyboru jest dla mnie zawsze odniesienie do pierwotnej idei – mówi w rozmowie z „Design Alive” architekt Kacper Gronkiewicz, tworzący przestrzenie, które nie tylko perfekcyjnie odpowiadają swojej funkcji, ale są intensywne, wyraziste i gęste od znaczeń.

Wśród jego projektów są mieszkania i domy prywatne, wnętrza użyteczności publicznej, restauracje i bary. Rozmawiamy o kilku ostatnich – na różne sposoby związanych z gastronomią. Wśród nich: Biobazar, restauracja Le Braci i bar Aura.

Opisy Twoich projektów, które umieszczasz w mediach społecznościowych, są bardzo precyzyjne i intrygujące. Dokładnie tak samo jak Twoje wnętrza.

Dla mnie bardzo ważne jest uzasadnienie, dlaczego tak, a nie inaczej projektuję. Ładnie pisze o tym Witold Rybczyński w książce „Jak działa architektura. Przybornik humanisty”, dzieląc architektów na jeże i lisy. To porównanie odnosi się do zdania przypisywanego poecie greckiemu Archilochowi: „Lis wie wiele rzeczy, ale jeż jedną – niemałą. Świetnie przekłada się to na architekturę. Uczeni różnie interpretowali te słowa, które zapewne znaczą tyle, że lis, przy całej swej przebiegłości, musi skapitulować, przed jedną bronią jeża. W tym właśnie znaczeniu jestem architektem, który broni swoich projektów jak jeż – jedną bronią.

Mam duży problem z decyzyjnością i zawsze dzielę włos na czworo. Jeżeli nie miałbym silnego konceptu, nie byłbym w stanie podejmować decyzji projektowych. Jeśli mam do wyboru kilka rozwiązań, które są poprawne i ładne, kluczem do wyboru jest dla mnie zawsze odniesienie do pierwotnej idei. 

To chyba trudne nie mieć wątpliwości? 

Pomysł zawsze trochę się zmienia. Modyfikuję pomysł, staram się odczytywać swoje intencje, które często są podświadome. W kreacji operujemy intuicją i tym, co jest niewyrażone, nieracjonalne. Sam czasami się zaskakuję i próbuję zrozumieć, o co mi chodziło. Jest to dla mnie szalenie istotne w procesie projektowym. Prowadzę pracownię autorską i projekty w dużej mierze powstają w mojej głowie, ale bardzo się cieszę, że mam zespół, z którym mogę rozmawiać i przekazać swoje idee. To od razu pozwala na selekcję pomysłów. Te, które są niekomunikowalne, trzeba porzucić. Rzeczywistość bardzo dobrze je weryfikuje.

Wśród Twoich współpracowników jest też brat?

Zdarza mi się pracować z bratem. Dobrze się uzupełniamy. Projektowaliśmy wspólnie, otwarty w ubiegłym roku Biobazar w Warszawie i księgarnię na Tłomackiem w budynku Żydowskiego Instytutu Historycznego.

W Biobazarze zaprojektowaliście zestaw mebli?

Ośmieliłbym się powiedzieć, że jest to projekt języka, w którym meble są pewnego rodzaju słowami, elementami układanki. Ideą było stworzenie sposobu porozumiewania się z wystawcami. Było to oczywiście zapośredniczone przez głównego inwestora, czyli właścicielki Biobazaru, ale chcieliśmy dać wystawcom wachlarz możliwości aranżacji własnych stoisk. Wychodząc od pewnego modułu, który wynikał z podziału hali na boksy, stworzyliśmy zestaw mebli, który na różne sposoby się w niego wpisuje.

Te meble w zasadzie zastępują boksy?

Tak, chcieliśmy uniknąć klaustrofobii, a zamiast tego wprowadzić otwartość widokową. Wtedy towar sprzedaje się sam. Rolą architekta jest stworzenie takiej scenografii, aby wyeksponować go jak najlepiej. Użyliśmy do tego drewnianych regałów i szafek do stworzenia 65 stoisk.

Taka transparentność wymaga pewnie od wystawców dużej dyscypliny w utrzymywaniu porządku, trudno ukryć niechciane elementy.

Wydaje mi się, że odwrotnie. Przez to, że nasze boksy nadają rygor przestrzeni, można w nich rzucić siatki, wstawić lodówkę i dalej wszystko spójnie wygląda. Znam się z architektką Olą Wasilkowską, która specjalizuje się w takich właśnie bazarowych tematach. Ola twierdzi, że muszę zmienić myślenie, bo ludzie handlujący na bazarze mają swoje specyficzne potrzeby. Uważam, że do pewnego stopnia udało mi się uspójnić tę przestrzeń, chociaż faktycznie częściowo trzeba było te meble dopasować do konkretnych wymogów. Nie jest to projekt, który jakoś bardzo dopieszczałby ego architekta. Meble znikają pod towarem, są ultra tanie, większość budżetu pochłonęło dopasowanie ich do wymogów przeciwpożarowych, bo musiały być trudnopalne.

Inaczej jest w przypadku projekt włoskiej restauracji Le Braci. Napisałeś, że jest hołdem złożonym talerzowi.

Kiedy przyszedł do mnie właściciel Daniel Pawełek, szukając pomysłu, pytałem go o różne rzeczy. W odpowiedzi wysyłał mi mnóstwo MMS-ów i zdjęć. Ale nie były to zdjęcia wnętrz, tylko potraw.

Niechętnie przyjmuję tego rodzaju inspiracje architektoniczne. Zamiast tego staram się usłyszeć, czy ma to być wnętrze przyjemne, elektryzujące, dla jakiego klienta. To, jak będzie wyglądać to już bardziej moja decyzja.

Tutaj nagle zdałem sobie sprawę, że od tygodni patrzę na talerze. Przyszło mi do głowy, że są one tłem dla potraw, w takiej samej mierze, jak moja architektura ma być tłem dla procesu kulinarnego, który się tu dzieje.

Le Braci jest utrzymana w pięknej, głębokiej zieleni.

Transformacja wnętrz dawnej Brasserie Warszawskiej na nową włoską koncepcję kuchni Daniela Pawełka, znanego warszawskiego restauratora, odbyła się na wielu poziomach. Zieleń jest stonowana, ale ma w sobie dużo życia. Z kolei w miejscach, gdzie jest ciemniej, potrafi ślicznie wpadać w czerń i niknąć w teatralnym, scenograficznym mroku. Chcieliśmy jednak zrobić projekt, który będzie zielony także pod względem ekologicznym. Zastosowaliśmy recykling, starając się wykorzystać możliwie wszystkie istniejące elementy. Na przykład lastryko użyte na obudowie baru to projekt Zosi Strumiłło-Sukiennik dla Biel Mozaic. Jest to lastryko porcelanowe, odpady z produkcji porcelany z Ćmielowa, zatopione w kolorowym betonie. 

Kacper Gronkiewicz

Wnętrze kipi od szczegółów.

Kanapy mają nowe obicie, boazeria została pomalowana na zielono. Lustra i gzyms, a także wszystkie elementy kuchenne – zachowaliśmy. Musieliśmy je tylko przearanżować, żeby działały w nowym układzie. Pojawiły się wnęki na kieliszki, hokery są projektu Tomka Rygalika, nawiązują do wyścigów syrenek, które odbywały się na ul. Myśliwieckiej w latach 60. Przy wejściu znajduje się symboliczna instalacja, sterta rozchwianych talerzy. Kupiliśmy 600 włoskich, używanych talerzy. Ułożyliśmy je w stosy, które pozornie mają się rozpadać. Przecięliśmy je w różnych miejscach na trzy części i zalaliśmy żywicą. 

Nieco mniejszy jest warszawski bar Aura, Twojego projektu. Znajduje się na parterze dawnej kamienicy Jochwet Taubenhaus, z XIX wieku.

Był to bardzo szybki projekt. Wnętrze ma 23 m kw., a trzeba było jeszcze wygospodarować miejsce na zaplecze baru i miejsce przechowywania stolików zewnętrznych, magazyny napojów.  W pewnym momencie, jeden z właścicieli pojechał do Sopotu do rodziny, gdzie odkrył mnóstwo starych dywanów.

Często w swoich projektach inspiruję się sztuką. Od dawna nawiedza mnie wizja wnętrz jak z obrazów De Chirico, a tutaj pomyślałem także o instalacji z Documenta w Kassel z 1991 roku, Franza Westa, który zaaranżował przestrzeń chilloutową w stylu kina letniego.

Zespawał proste meble, które przykrył dywanami. Strasznie mi się to podobało.  Niestety okazało się, że te odnalezione w Sopocie są kompletnie spleśniałe, więc kupiliśmy używane i wytapetowaliśmy nimi ścianę.

Nazwa baru ma znaczenie?

Nawiązuje do łacińskiej nazwy złota, a także do koloru serwowanych tu koktajli na bazie burbona. Polerowany i matowy, fornirowany i surowy mosiądz skontrastowałem z miękkimi i przyjemnymi w dotyku wykładzinami na ścianie, oryginalnymi surowcami i nowoczesnymi wykończeniami. Aby wykorzystać stosunkowo niewielką przestrzeń, zaprojektowano zestaw otworów w podłodze, umożliwiających kilka kombinacji wykonanych na zamówienie stolików wysokich, niskich, dużych i małych. Za ścianą z dywanu znajduje się strefa zaopatrzenia i toaleta ze szczyptą chłodnego, kobaltowego błękitu.

W Aurze postawiłeś na rzemiosło?

Tapicerkę wykonał rzemieślnik z sąsiedztwa, na miejscu wykonano też mosiężne detale, a kamienne płyty obłożone barem pochodzą od kamieniarza na jednym z warszawskich cmentarzy i są pozostałością po jego zamówieniach. Wykorzystaliśmy również polską markę oświetleniową Chors do oświetlenia wystawy bourbonów i ostatecznie jedno z nich byłoby możliwe bez naszego lokalnego i bardzo sumiennego generalnego wykonawcy.

Kacper Gronkiewicz

Kacper Gronkiewicz

Architekt, urodzony w Warszawie. Studiował w Warszawie i Paryżu. Swoją autorską pracownię projektową prowadzi od 2007 r. Pasję związaną z architekturą budynków przekłada na architekturę ich wnętrz, a w swoich projektach stara się zawrzeć coś, co wykracza poza czystą funkcję, nadając w ten sposób przestrzeni dodatkowe znaczenie. Uwielbia marzyć na jawie. Jeździ na nartach i wspina się w skałach.

Autor dwóch z dziesięciu uznanych przez Vogue za najpiękniejsze w Polsce: baru Aura i baru Foton. W 2014 roku zaprojektował księgarnię w Żydowskim Instytucie Historycznym, której półki stanowią ustawione naprzeciw siebie negatywy budynków Synagogi i studni z placu przy Tłomackiem. Gronkiewicz oprócz projektów przestrzeni prywatnych jest autorem wnętrz tatrzańskiego pensjonatu Dom Krzeptowskich, a także klubów i restauracji, do których należy kultowa „U Kucharzy” Adama Gesslera w Hotelu Europejskim, czy należąca do Daniela Pawełka „Le Braci” w Warszawie. W 2020 nominowany został do nagrody Dezeen za najlepsze wnętrze baru i otrzymał międzynarodową nagrodę A Design Award  za projekt baru Aura.

 

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Taka Tajka żuje betel

Taka Tajka żuje betel

Warszawa | 26 czerwca 2023

Kacper Gronkiewicz zaprojektował pomysłowe wnętrze tajskiej restauracji