Ceramiczny rebel

Rajstopy, balony, prezerwatywy, kulki – to akcesoria, których do pracy używa projektant Arkadiusz Szwed. Twierdzi, że jest piratem procesów ceramicznych. Jego dzieła powstają w kontrolowanym chaosie – sam wazon czy kubek interesują go o wiele mniej niż rewolucja w sposobie ich produkcji

Od 2020 roku projektant Arkadiusz Szwed wspólnie z Martą Łempicką i Joanną Rymaszewską tworzą kolektyw Glitch Lab. Nie produkują przedmiotów, lecz kreują artystyczne interwencje, do których używają porcelany. Łamią tabu, poruszają kwestie drażliwe społecznie. Ich pierwszy projekt – „Fuck the Porcelain” był wyrazem niezgody na nadprodukcję w czasach kryzysu klimatycznego – próbą uświadomienia konsumentom, że ten problem dotyka również ceramiki.

Siedziba kolektywu mieści się na warszawskiej Saskiej Kępie i tutaj się spotykamy. Na zewnątrz jesienne, ciemne popołudnie, ale w jasnym studiu panuje pobudzająca energia. Wokoło piętrzą się porcelanowe naczynia z namazanymi kobaltową farbą hasłami: Fuck, Porn, Royal Shit, Milf. Na ścianach wiszą ceramiczne bulby i neony. Duch rebelii unosi się w powietrzu.

Po kilku pierwszych zdaniach rozmowy staje się jasne, że na tego rodzaju przekraczanie granic może sobie pozwolić tylko ktoś z wypracowanym latami fachem w ręku.

Arkadiusz Szwed od 12 lat prowadzi pracownię ceramiczną w School of Form, najpierw w Poznaniu, teraz w Warszawie, a doświadczenie zdobywał przez 6 lat w studiu Marka Cecuły.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Trudno chyba o lepszy start dla ceramika?

Zacząłem współpracować z Markiem Cecułą, kiedy miałem 19 lat, na pierwszym roku studiów. Był rok 2006, słowo „design” jeszcze w polskim słowniku nie istniało, a ja trafiłem do świata persony, o której uczyłem się na zajęciach. Mądrego artysty, świetnego rzemieślnika – mistrza. W liceum plastycznym byłem jedynym chłopakiem na kierunku ceramicznym. Marek odezwał się do mojej nauczycielki. Zapytał, czy nie ma kogoś, kto może mu pomóc, bo wyjeżdżał do Nowego Jorku. Potrzebował akurat chłopaka, bo trzeba było nosić duże, ciężkie formy. Jeden telefon i okazało się, że zaczynam od jutra. Potem z sześciu tygodni zrobiło się sześć lat.

Ceramika była wtedy Twoją pasją?

Właściwie byłem na takim etapie, że ceramika kojarzyła mi się z niemiłym sportem – czerwoną gliną, ugniataniem, brudem. Po liceum plastycznym próbowałem dostać się na Akademię Sztuk Pięknych, na Wydział Ceramiki do Wrocławia, ale z idiotycznego powodu nie udało mi się na ostatnim etapie. Więc z ceramiką się pożegnałem i zacząłem studiować malarstwo na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Projektant Arkadiusz Szwed

Aż tu nagle lądujesz w pracowni Marka Cecuły.

Ulica Leśna, sam środek Kielc. Ja pochodzę z Końskich, jestem supermałomiasteczkowy, bez wątpienia był to dla mnie krok do wielkiego świata. Marek opowiadał historie, które były dla mnie jak science fiction, o sztuce współczesnej, Nowym Jorku, Norwegii, Japonii. Niesamowicie otwierające doświadczenie. W studiu pojawiały się też ciekawe osoby, nawiązywałem relacje i każde spotkanie miało dla mnie znaczenie. Poznałem i Edytę Cieloch, i Dagmarę Kopałę, wielu różnych artystów i techników ceramiki. Była to idealna sytuacja, żeby poszerzać horyzonty, a przede wszystkim żeby zacząć myśleć.

Marek Cecuła nauczył mnie pracować z materiałem, ale pokazał mi też współczesne myślenie, którego w tamtym momencie nie było w polskich instytucjach edukacyjnych. Metaforycznie rzecz ujmując, zamieniłem się w gąbkę i wchłaniałem od niego wiedzę.

Na ile archetypiczne spotkanie ucznia z mistrzem ukształtowało Cię jako artystę i wykładowcę?

Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko. Miałem dojmujące poczucie, że potrzeba lat pracy i szukania własnej ścieżki. Ale nie ma lepszej drogi, szczególnie w dziedzinie rzemieślniczej. Na początku nie wykonywałem żadnych swoich prac, byłem asystentem odpowiedzialnym za produkcję. W 2013 roku powstał Modus Design przy Fabryce Porcelany Ćmielów, a ja pojechałem do Poznania do School of Form, gdzie zostałem kierownikiem studia ceramicznego. Zacząłem prowadzić własne zajęcia i tak naprawdę dopiero wtedy zacząłem robić takie projekty, z których byłem w jakiś sposób dumny. Potrzebowałem czasu, żeby to wszystko przyswoić i zacząć tę gąbkę wyciskać. W podobnym czasie, do momentu przeniesienia studia Modus Design do Design Centrum Kielce, u Marka Cecuły pracowała też moja partnerka – Marta Łempicka. Poznaliśmy się jeszcze na studiach, zostaliśmy parą i odtąd wiedzieliśmy też, że będziemy ze sobą pracować.

Masz własne studio, ale prowadzisz także działalność edukacyjną i eksperymentalną.

Jako kierownik pracowni ceramicznej i wykładowca na specjalności product design w School of Form uczę, ale także przeprowadzam swoje autorskie eksperymenty, które polegają na wykorzystaniu różnych zaskakujących elementów, np. balonów, przy tworzeniu ceramicznych obiektów. Oczywiście jestem w stanie zaprojektować kubek, wazon. Mam te umiejętności, ale to, co mnie najbardziej interesuje, to projektowanie procesów. Projektuję sposób powstawania nowego obiektu – a to, czy powstanie miska, czy filiżanka, jest dla mnie w pewnym sensie wtórne.

Ciekawa jestem, jak włączasz w ten proces rajstopy i kulki po dezodorantach.

Kolega, który z jakiegoś powodu zbierał przez lata plastikowe kulki po dezodorantach, przyniósł mi kiedyś ich cały worek. Jednocześnie po pokazie mody zostało na uczelni bardzo dużo białych rajstop, które miały trafić na śmietnik. Zacząłem się nimi bawić i zastanawiać, co się stanie, kiedy tworząc formę ceramiczną, włożymy kulki do rajstop. Tak powstała w 2017 roku pierwsza kolekcja – Bumps.

Twój sposób projektowania przedmiotów uwzględnia więc przypadek i niewiadomą?

Standardowo, kiedy zaczyna się pracę nad kubkiem, trzeba go najpierw zaprojektować. Później tworzy się model, który jest 18% większy ze względu na to, że materiał kurczy się w piecu. Następnie robi się z niego matrycę, a na koniec np. dokleja uszko. Efekt końcowy jest dokładnie taki, jak założyliśmy na początku. U mnie jest inaczej.

Bawię się formą, robię np. rzeczy, które nie stoją, tylko dyndają. Staram się szukać śmiesznych odniesień, dowcipnie zestawiać ze sobą kontrastujące światy. Dodatkowy twist tworzą nazwy – często są to gluty i bebechy dalekie od eleganckiego świata tradycyjnych filiżanek.

Interesują mnie etapy produkcji i nigdy do końca nie wiem, jaki będzie kształt obiektu. Do modelowania używam balonów, prezerwatyw, rękawiczek lateksowych, rajstop – i godzę się z tym, że działają na niego różne siły. Czasem podłączam do balonu odkurzacz, żeby jeszcze bardziej wydobyć kształt kulek, a innym razem obserwuję samo ciśnienie gipsu, które wyciąga obiekt ku górze.

Glitch znaczy usterka. To słowo klucz w Waszym kolektywie Glitch Lab?

Nieprzypadkowo naszą sygnaturą jest korona. Zrobiłem research i większość fabryk ceramiki sygnowana jest właśnie koroną. Okazuje się, że na trzecim gatunku porcelany, czyli na odpadach, które nie spełniają wszystkich norm, nie kładzie się żadnej sygnatury. A my te odpady ratujemy, dodajemy im napisy i koronę, bo okazuje się, że normy w fabrykach są absurdalne.

Usterki, które dyskwalifikują produkt, są często w ogóle niewidoczne dla odbiorcy. To, że standardy fabryczne są tak drastycznie wyśrubowane, jest wynikiem sprzedaży online – aby zapobiec zwrotom, eliminuje się najmniejsze niedoskonałości.

Żyjemy w kulturze perfekcjonizmu – to jest problem, który dotyczy całej naszej konsumpcyjnej cywilizacji i większości kupowanych produktów. Wojna warzyw to najlepszy przykład – czy dla potrawy ma jakiekolwiek znaczenie, czy marchewka jest za gruba albo za chuda?

Wasi klienci to rozumieją?

W ogóle nie ukrywamy, że kupujemy trzeci gatunek z fabryki. Przetwarzamy go na swój sposób, czasem niemiły, czasem łagodniejszy, podejmujemy trudne tematy, prowokujemy. Wskazujemy w ten sposób na błąd systemu i zadajemy pytanie, czym jest w dzisiejszych czasach wartość. Oczywiście każdy z tych czajników czy każdą filiżankę można by pięknie pomalować, napisać na nich „miłość”, „przyjemność”, „picie herbaty”, ale to są odpady i tagując je, dodajemy im ulicznego, ostrzejszego klimatu.

Projektant Arkadiusz Szwed

Ten gest sprawia, że odrzucona porcelana odzyskuje swą wartość.

To jest też historia o tym, jak przemysł marnuje porcelanę. A przecież złoża się kiedyś wyczerpią. Kiedyś porcelana była białym złotem, a my dziś nonszalancko mówimy: „Ma krzywe uszko – odpada!”.

Fabryki potrafią generować aż 20 ton takiego „trzeciego gatunku” miesięcznie. To jest 10% produkcji – serce krwawi! Wciąż nie rozumiem, jak to możliwe, że coś lekko nieperfekcyjnego w fabryce może trafić do niszczarki, a nieudany kubek od tzw. craftowego studia ceramicznego jest sprzedawany z powodzeniem w wysokiej cenie.

Tymczasem ludzie nie mają świadomości, że porcelana jest materiałem, który tańczy w piecu, wygina się, działa na niego grawitacja. Podczas tego skurczu, który następuje w wysokiej temperaturze, zachowuje się za każdym razem nieco inaczej.

W ramach Glitch Lab nie koncentrujecie się wyłącznie na porcelanie?

Zaczęliśmy od niej, jednak to nie materiał definiuje nasze działanie. Chcemy pokazywać różne sposoby myślenia o tym samym przedmiocie, na początek proponujemy wariacje na temat wazonu – RIOT Vases. W naszej galerii także inni artyści czy pracownie będą mieć możliwość pokazywania swoich projektów. W RIOT Gallery chcemy manifestować buntownicze idee i celebrować eksperymenty. To nasze miejsce do wyłapywania błędów w systemie i jeśli trzeba – dokręcania śruby.

Projektant Arkadiusz Szwed

Arkadiusz Szwed

Rocznik 1987. Projektant zajmujący się tworzeniem i produkcją ceramicznych obiektów użytkowych. Ukończył malarstwo na Uniwersytecie im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, przez sześć lat był asystentem Marka Cecuły, jednego z najwybitniejszych polskich współczesnych ceramików. Doświadczenie zdobywał w studiu ceramicznym Modus Design, projektującym dla legendarnej fabryki w Ćmielowie, a także w założonym w 2012 roku Design Centrum Kielce (dziś Instytut Designu). W School of Form prowadzi zajęcia z projektowania ceramiki. W twórczości Arkadiusza Szweda proces technologiczny jest świadomie zaburzany w celu uzyskania formy pokazującej relację między procesem a dziełem. Projektant zajmuje się zarówno designem użytkowym, twórczością konceptualną, jak i edukacją z dziedziny wzornictwa przemysłowego oraz pracą kuratorską. W 2020 roku założył Glitch Lab – artystyczny kolektyw, w którego skład wchodzą też Marta Łempicka, zarządzająca komunikacją i marketingiem, oraz Joanna Rymaszewska, pełniąca funkcję business managerki. W roku 2023 otworzyli Riot Gallery – miejsce świeżego spojrzenia na sztukę, projektowanie i rzemiosło.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Wazon na czele buntu

Wazon na czele buntu

Warszawa | 29 listopada 2023

Nowa galeria designu w stolicy. Kolektyw Glitch Lab otwiera Riot Gallery

Redefinicja wazonu

Redefinicja wazonu

Warszawa | 7 września 2022

Ceramiczny manifest a może świętokradztwo? Arkadiusz Szwed przełamuje schematy