Luksus nie idzie w parze z naturą

Ponad 262 tys. osób wzięło udział 60. edycji najważniejszych europejskich targów designu Salone del Mobile 2022. Swoje marki prezentowało 2 175 wystawców i i aż 600 młodych projektantów. Łączna frekwencja wyniosła 262 608 odwiedzających ze 173 krajów. W wydarzeniu zorganizowanym w dniach 7-12 czerwca 2022 wzięło udział 3500 akredytowanych dziennikarzy z całego świata.

– Potwierdził się międzynarodowy zasięg wydarzenia i spójność społeczności projektantów – skomentowała targi Maria Porro, prezes Salone del Mobile.Milano. – Zobaczyliśmy, że praca zespołowa w całym sektorze oraz jego twórcza i produktywna struktura sprawdza się nawet w najbardziej trudnych momentach – dodała. W tym roku wyraźna była niemal całkowita nieobecność Chińczyków i Rosjan, którzy w 2019 r. stanowili ponad 42 tys. gości.

Organizatorzy największych na świecie targów designu i wyposażenia wnętrz położyli nacisk na zrównoważony rozwój, chcąc stworzyć międzynarodową platformę dla pomysłów biznesowych i rozwiązań technologicznych, które mogą przyczynić się do ochrony środowiska i efektywnego wykorzystania zasobów. Czy ekologiczne założenia przełożyły się na rzeczywistość? Co zachwyciło, a co rozczarowało?

Prezentujemy opinie polskiej branży po jubileuszowej, 60. edycji targów Salone del Mobile 2022, a także towarzyszących im wydarzeniach. 61. edycja targów odbędzie się 18-23 kwietnia 2023 roku.

Roland Stańczyk

architekt, RS Studio Projektowe, członek zarządu Stowarzyszenia Architektów Wnętrz

To już 60. edycja targów Salone del Mobile i z tego, chociażby powodu spodziewałem się jakiegoś przełomu, zaskoczenia w dotychczasowej konwencji targów. Nic takiego nie miało miejsca.

Targi wróciły do przed pandemicznej formuły. Ekologiczne, zeszłoroczne wątki, były jednorazowym pomysłem, który w wielu przypadkach miał służyć maskowaniu niemożności przygotowania ekspozycji w bardzo krótkim, wymuszonym pandemią czasie. W tym roku przepych i design stoisk powrócił. Luksus nie idzie w parze z naturą. Czerpie z niej dla swoich celów. Ale to natura powoli staje się dobrem deficytowym…

Dlaczego systematycznie odwiedzam targi? Często słyszę, że to doskonałe miejsce na szukanie „inspiracji”. W obliczu nieuczciwej praktyki niektórych producentów nazywających swoje produkty „inspirowanymi”, a w rzeczywistości wiernie naśladującymi oryginały, to słowo nabrało niewłaściwego znaczenia. Zacząłem go unikać. Jestem tutaj, aby obejrzeć nowe, ciekawe produkty, które mogę wykorzystać w swoich projektach. Czasami trudno je wypatrzyć. Giną w dziesiątkach ekspozycji, tworzonych zazwyczaj jednorazowo, na olbrzymich powierzchniach 24 hal. Lubię wyszukiwać niewielkie, często rodzinne manufaktury, których ekspozycje rzadko znajdują się przy głównym pasażu. Tam liczę na unikatowe produkty spoza głównego nurtu.

Kolejnym celem jest sprawdzenie produktów, które zwróciły moją uwagę wcześniej w katalogach, czy na zdjęciach. Mam, wcześniej przygotowaną, listę wystawców do odwiedzenia z zapisanymi numerami hal i stoisk. Siadam na sofach, krzesłach i fotelach. Oglądam detale i jakość wykonania. Sprawdzam dostępne wybarwienia, tkaniny i potencjalne możliwości dopasowania artykułów do moich i klienta oczekiwań.

Miejskie showroomy są uzupełnieniem targowej ekspozycji. Ich wartością jest funkcjonowanie w tkance miasta. Poczucie większej trwałości. Są zazwyczaj bardzo dobrze zaprojektowane. W halach niewiele ekspozycji jest tak wnikliwie przemyślanych, obliczonych na długotrwałe zwiedzanie. Ale daleki jestem od twierdzenia, że sklepy są bardziej wartościowe. To inny odbiór, przesycony miejską atmosferą, w czasie targów trochę jakby świąteczną.

Nie ma przełomu. Targi wróciły do przed pandemicznej formuły. Dużo zwiedzających i wystawców, ale rocznicowa edycja bez fajerwerków – choć oczywiście były i zachwyty. Chciałoby się więcej.

Wanda Modzelewska

specjalistka ds. komunikacji, Proverbo

Najbardziej ucieszyły mnie rzeczy, których nie było. Wszystkie niewyprodukowane produkty, niewdrożone nowości i niezbudowane zabudowy. Widzę już samorodnych liderów tej postawy albo przynajmniej takich, którzy będą robić premiery z taką częstotliwością, jak ostatnio Rihanna wydaje płyty. To będą moi faworyci. A ja będę odwiedzać zaprzyjaźnione Teresy, Marianny i Lukrecje i dyskutować z nimi czy już osiągnęli zeroemisyjność, czy zdjęli kolejne 300 gram materiału, czy zmniejszyli zużycie wody. Naprawdę super dyskutuje się o jednej nowości albo o ich braku.

Sztuka aranżacji stoisk rozwija się dzięki ostatnim dziejowym wstrząsom. Może nierównomiernie, ale miejmy nadzieję, że targowe regulacje niebawem to przyspieszą. Naprawdę można bez tony kartongipsu. Jest tyle wdzięcznych materiałów, które można wykorzystać. I jeszcze więcej tych, których można nie wykorzystywać. No i naprawdę widząc te bujne ogrody i gaje na wielu stoiskach, również liczę po cichu, że nie skończą na śmietniku…

Nikt zresztą nie chce tam szybko kończyć. Chyba znowu mamy jakąś drobną obsesyjkę – każdy chce być rycerzem Terakotowej Armii albo porcelaną z odległej dynastii. Każdy chce być ziemią, drewnem, aluminium, doniczką z terakoty co najmniej. Każdy chce być prawdziwy. Jedni są od dawna, inni dopiero odkrywają swoje prawdziwe „ja”. Odkrywają, w czym jest dobra ich marka i żyją tym na 100 procent. To niezmiennie miły widok, gdy to się skleja. A skleja się zazwyczaj tam, gdzie jest dobry lider, osobowość, wizja, konsekwencja.

W pewnych kwestiach nastąpił niestety regres. Przykład to targowa aplikacja, której uczyliśmy się wszyscy rok temu z narażeniem zdrowia i życia, w tym roku nie przez wszystkich została potraktowana serio. QR kody zostały skitrane pod ladą albo w ogóle gdzieś zginęły. A to naprawdę wygodne rozwiązanie dla obu stron. I co za oszczędność czasu! Niektórzy nawet mieli drukowane katalogi – mam nadzieję, że odmawiałam wystarczająco demonstracyjnie.

Cieszy większe docenienie pracy wszystkich zaangażowanych w ten biznes. Wreszcie można znaleźć podpisy projektantów stoisk (nie tylko tych przez wielkie „P”), dekoratorów, stylistów, animatorów, oświetleniowców, informacje o pochodzeniu przedmiotów użytych w aranżacjach. Ciekawe są też nowe formuły opisów produktów, które zmierzają w stronę piktogramów.

Zawsze jest coś ciekawego. A ja jestem ciekawskim stworzeniem.

Michał Mazur 

fotograf wystaw designu, Trend Nomad

Mediolan zmienia się bardzo powoli, ale się zmienia. Doceniam drobne gesty. Targi Salone del Mobile.Milano zrezygnowały z wykładzin, a wystawcy bardzo rzadko rozdawali papierowe katalogi. Zamiast prezentowania samych nowości, tym razem wiele firm sięgnęło do archiwów lub po prostu lekko odświeżyło swoje bestsellerowe produkty.

Kłaniam się nisko tym, którzy zamiast na nadmiar, postawili na umiar. Nie udawajmy, że nie powinniśmy oszczędzać. Moim faworytem było stoisko hiszpańskiej marki Nanimarquina wypełnione resztkami wełny, z której produkowane są dywany Re-Rug. Dodatkowy plus należy się Nanimarquina’ie za skromne rozmiary stoiska. Byłoby super, gdyby więcej firm wpadło na równie dobre pomysły produktowo-wystawiennicze.

Z kolei na trwającym jednocześnie Milano Design Week, absolutnym hitem była Alcova zlokalizowana na obrzeżach miasta na terenie jednostki wojskowej. Wyśmienita zarówno pod względem formy jak i treści. Miałem wrażenie, że śnię. To tutaj studio Chmara.Rosinke zaprezentowało swoje mobilne kuchnie. Alcova wyznacza kierunek, jak powinny wyglądać wystawy designu.

Mediolan przyciągnął tłumy, ale publiczność była jednak inna – to chyba największa zmiana. Z oczywistych powodów znacznie mniej było gości z Azji. Zamiast mandaryńskiego czy arabskiego, znacznie częściej słychać było język angielski z wyraźnie amerykańskim akcentem.

Tomasz Pągowski

projektant, dyrektor kreatywny Imathome

Od początku powtarzam, na Salone del Mobile trzeba mieć minimum tydzień! My mieliśmy niecałe trzy dni, w związku z czym pojawiły się ewidentne braki w bezpośrednim doświadczeniu kilku naprawdę ważnych wystaw. Nie zmienia to jednak faktu, że były to jedne z najważniejszych dotąd targów, gdyż objawiły one ewidentnie, nie tylko nową politykę targów, ale i zmieniającą się globalnie rzeczywistość.
 
Piękne „to”… Inspirujące „tamto”… lecz tak naprawdę, symboliczne „wszystko”! Choćby przez sam fakt, że to 60. edycja najważniejszych (przynajmniej dla Europy) targów designu i pierwsza od 3 lat, pełnoformatowa, z nową prezes Marią Porro. Tej zmiany potrzebował Mediolan, choć po tych największych i najbardziej prestiżowych markach dobrze było widać, jak trudno wyrwać się z wytłoczonych kolein konsumpcjonizmu, bo nie oszukujmy się, mówimy o Wielkim Święcie Konsumpcjonizmu…Wiadomo, każdy chce posiadać fajne rzeczy, większość z nas chce móc udowadniać swoją „siłę nabywczą”, ale na szczęście (dla naszych szans na przetrwanie) priorytety się zmieniają. Sama szefowa targów mocno wszak podkreślała ich rolę w budowaniu odpowiedzialności za środowisko, bycie mediatorem i katalizatorem wiedzy i doświadczeń oraz akceleratorem transformacji ekologicznej. Mocne deklaracje stojące często w poprzek interesów największych graczy, szczególnie tych z hal xLux…
 
Co do trendów, przede wszystkim, jeśli już stawiamy na dekoracje, liczy się „pisanka”, a nie „wydmuszka”. Bez względu na to, na jaką stylistyczną hybrydę ogólnopanującego eklektyzmu postawimy, liczy się z czego, jak i gdzie zostało to wykonane, a najlepiej, z czego odzyskane, czy przetworzone.
 
Kiedy zapytywaliśmy wystawców o ich produkty wykonane z naturalnych materiałów (drewno, metal, kamień), mowa była o odzyskiwaniu odpadów z jakichś większych procesów. Fajnie… ale przy próbie ustalenia tych „większych procesów”, w przypadku dużych marek, zapadała z reguły niezręczna cisza.
 
Dla nas cały Milano Design Week, w szczególności setki imprez i wystaw towarzyszących, to święto magicznej transformacji energii czasu w materialne dobra, utrwalające ten mistyczny ładunek i emanujące tym, co najlepsze w funkcjonalno-estetycznym rozwoju naszej cywilizacji i obyśmy, dzięki zachodzącym właśnie zmianom, zdążyli dokonać tych wszystkich transformacji, nim będzie dla nas za późno. W tym względzie jedną z najmocniej działających na wyobraźnię ekspozycji była „postapokaliptyczna” Alcova, teren starego, zapuszczonego szpitala psychiatrycznego dla weteranów wojennych. Miejsce „synonim”, które rezonuje w każdym, kto je odwiedził.
 

Helena Raczyńska-Pachut, Wioletta Lenczowska

właścicielki shomroomów Mesmetric

Tegoroczne targi w Mediolanie były prawdziwym świętem. Zwłaszcza w ich ludzkim wymiarze. Bardzo doceniamy, że mogły się odbyć z tak dużą liczbą wystawców, z tłumami odwiedzających, z tym pięknym, energetycznym miastem w tle! 

Na pewno po targach została nam w pamięci wystawa z okazji 60-lecia marki Flos. Naszym zdaniem, były to wyżyny wystawiennictwa. Wszystko odbywało się w starym, postindustrialnym budynku. Flos pokazał i klasyki i nowości, m in. lampę Arco, która pierwotnie posiada marmurową podstawę, a w tej limitowanej edycji zamieniono ją na kryształową. Światło ślizgające się po jej charakterystycznym łuku tworzy spektakularną łunę. Gratka dla kolekcjonerów! 

Oczekiwań nie zawiodło też Moooi, które jak zwykle przygotowało wzbudzającą emocje scenografię stworzoną z ich kolekcji lamp, mebli, wyjątkowych wzorzystych wykładzin i tapet. Od samego wejścia, gości witają tańczące lampy – rzeźby – roboty, które w takt muzyki wychylają się, świecą, puszczają dym. Niesamowity spektakl! Z przyjemnością obejrzałyśmy też propozycje przygotowane na targi przez legendarną markę B&B Italia. Ich Le Bambola to produktowy i komunikacyjny majstersztyk. 

Na Eurocucina (kuchenna część targów – przyp. red.) wrażenie robił showroom Arclinea na Via Durini, który został powiększony o dodatkową przestrzeń. Smak, dopieszczenie detalu, użyte akcesoria – wszystko zostało fantastycznie pokazane. 

Wielu przyjaciół Włochów, mówiło nam, że w tym roku poza dilerami na targi przyjechało bardzo wielu architektów. Było mnóstwo ludzi, ogromne ilości miejsc i przestrzeni, wręcz niemożliwych do obejrzenia w całości. Spędzony na targach czas oceniamy naprawdę pozytywnie.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Wariacja na temat ikony

Wariacja na temat ikony

Mediolan | 22 listopada 2021

Od studiów inżynierskich do ceramiki. Piotr Podziomek prezentuje „Wrażliwość”