Modernizm niejedno ma imię

– Niedobrze byłoby, gdyby Gdynia wpadła w pułapkę myślenia, że wszystko musi pasować do tego przedwojennego modernizmu. Czas biegnie! Oczywiście w skali urbanistycznej nie wolno tego efektu zepsuć, ale też nie chciałbym, żeby Gdynia z szacunku do samej siebie zamieniła się w skansen i autokarykaturę, w której wszystko musi pasować do tego fundamentalnego, ale jednak krótkiego okresu – mówi w rozmowie z „Design Alive” Grzegorz Piątek, pisarz, architekt i pasjonat historii.

Grzegorz Piątek za fenomenalną książkę „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939” otrzymał już Paszport „Polityki”, nominację do Nagrody Literackiej „Nike” 2023 oraz Nagrodę Literacką „Gdynia”.

Rozmawiamy o tym, co przyciąga do Gdyni warszawiaków i gdzie w 15-minutowym mieście zjeść najlepszą na świecie wuzetkę.

Przedwojenna, modernistyczna Gdynia była symbolem spełnienia, dumą, marzeniem, ziemią obiecaną. Co sprawia, że po latach  gdyński modernizm wciąż dobrze działa, kusi i przyciąga – fajnie się zestarzał i miasto to okazuje się lepsze do życia niż wiele innych w Polsce.

Grzegorz Piątek: – Uważam, że miasta potrzebują czasu, żeby się sprawdzić. Przedwojenny pomysł na Gdynię też potrzebował czasu, by się spełnić. Nie można przecież stworzyć pełnego miasta w ciągu kilkunastu lat – to jest praca dla dwóch, trzech pokoleń. No i nie zapominajmy o polityce – to, że się zdarzyła Polska Ludowa i zapewniła wszystko, czego brakowało w Gdyni przed wojną, czyli przede wszystkim dostępne, nowoczesne mieszkania, powoduje, że ten pomysł na miasto mógł się sprawdzić.

Modernizm niejedno ma imię, może być tylko stylem, może być także projektem jakiejś zmiany społecznej czy emancypacji, upowszechnienia higieny, komfortu – to się po prostu złożyło w całość w ciągu dwóch, trzech pokoleń.

Natomiast rzeczywiście trudno mówić o tym, żeby przed wojną te idealistyczne obietnice zostały spełnione. Udało się dużo, ale owoce tego sukcesu były dostępne dla nielicznych.

„Gdynia Alive” – specjalne wydanie magazynu „Design Alive”

Jak myślisz, jak to się stało, że nikomu do tej pory nie udało się zepsuć tu wszechobecnej natury, która gra w Gdyni tak ważną rolę? Wydaje się, że to właśnie przyroda ostatecznie najlepiej planuje to miasto i trzyma je w ryzach.

Wielkie szczęście, że Gdynia nie powstała na płaskim terenie, w neutralnym krajobrazie. Wiele złych rzeczy mogłoby się zdarzyć, gdyby krajobraz pozwalał na zupełną swobodę planowania i inwestowania. Rzeczywiście, ten układ terenu, to, że miasto powstało w wąskim klinie między zatoką a Wysoczyzną Kaszubską, powoduje, że zawsze ta przyroda wygrywa i robi ogromne wrażenie. Oczywiście wielu próbuje ją okiełznać albo wyrugować, ale ona mimo wszystko narzuca silne ramy i zawsze będzie w tle.

Taka sytuacja ratuje nawet dość potworne urbanistycznie miasta, jak Ateny czy Los Angeles, które mają analogiczny układ, czyli są wpisane między morze a większe lub mniejsze góry. Dzięki temu obojętnie, jaki śmietnik urbanistyczny będzie panował na dole, to perspektywy ulic, dalekie widoki uratuje nadrzędna przyroda. Żyjąc, chociażby w Warszawie, czuje się brak takiej dominanty. Jest wspaniała Wisła, ale przez to, że miasto jest płaskie, najczęściej jej nie widać, a dodatkowo układ urbanistyczny może się rozlewać prawie bez ograniczeń.

Gdynia. Największa Polska archikona pełna perełek modernizmu

Masz za sobą doświadczenie mieszkania w Gdyni. Opowiesz o tym?

Miałem to szczęście, że trzy miesiące mieszkałem w Gdyni, a potem trzy lata po sąsiedzku, w Gdańsku. Mój ówczesny partner dostał pracę, która wymagała, żeby zamieszkał na północy Polski. Ciekawe jest to, że zawsze Gdynię bardzo lubiłem i bardzo mnie kusiła, ale z powodów towarzyskich szukaliśmy mieszkania w Gdańsku. Zderzyliśmy się wtedy z tą dość wredną cechą Trójmiasta, która występowała już przed wojną – rynek najmu mieszkań jest tu kompletnie zepsuty przez sezon turystyczny.

Ostatecznie wybraliśmy mieszkanie w Gdyni, bo była to jedyna możliwość, którą znaleźliśmy po wielu tygodniach poszukiwań. Jednak zaczęliśmy bardzo dobrze, bo trafiliśmy do centrum miasta, na ul. Armii Krajowej, czyli jedną z przecznic Świętojańskiej. Poczułem wtedy, jakie to jest wspaniałe miejsce do życia. Jest przyroda – na wyciągnięcie ręki plaża i lasy, a jednocześnie wszystko, co potrzebne do życia codziennego w mieście.

Wszystko dostępne najwyżej w 10–15 minut piechotą. Myślę, że jak się mieszka w centrum Gdyni bez potrzeby dalekich dojazdów do pracy, to absolutnie można się tu obejść bez samochodu. Jest to w zasadzie miasto 15-minutowe, tak dzisiaj lansowane.

Jest tu wszystko, co potrzebne do życia.

Od hali targowej, restauracji, barów, przez fryzjera, bibliotekę, księgarnie, po sklepy wszelkich branż itd. To wszystko tu jest, a ponadto dzięki dość unikalnym, festiwalowym ambicjom Gdynia posiada też kilka metropolitalnych miejsc, jak choćby Gdyńskie Centrum Filmowe, czyli świetne kino studyjne w samym centrum miasta. Tak że dla stylu życia wykształconej klasy średniej jest to idealne miejsce do życia.

Grzegorz Piątek

Masz swoje ulubione miejsca w Gdyni?

Jeśli chodzi o architekturę Gdyni, to pierwsze miejsce zajmuje u mnie piękna i radykalna hala targowa. Jest to budynek przedwojenny, który estetycznie wyprzedził epokę, mógłby powstać w latach 50. czy 60. Jest tam świetne targowisko i hala rybna, której nie może zabraknąć w takim mieście jak Gdynia.

Bardzo lubię też gdyńskie kamienice. Najbardziej kamienicę Orłowskich na rogu ul. Świętojańskiej i Żwirki i Wigury, tam, gdzie jest Empik na dole. Pierwotnie miała wyjątkowe, amerykańskie okna, zamykane góra – dół. Jest to także jedna z nielicznych przedwojennych kamienic w Gdyni z elewacją starannie obłożoną kamieniem – budynki głównie tynkowano, budowano szybko i tanio.

W Gdyni jednak przede wszystkim działa masa – nie ma tu samych arcydzieł, w większości kamienice są dość przeciętne, jednak przez to, że powstały w tak krótkim czasie, są spójne stylem i skalą, to robią robotę i tworzą nastrój.

A gdyńska gastronomia? Masz swoich faworytów?

Bardzo cenię cukiernię Delicje, a w niej szczególnie wuzetkę, która jest tu moim zdaniem najlepsza na świecie. Lubię też bar mleczny Słoneczny. I nie jest to tylko nostalgia za PRL-em – uważam, że jest tu bardzo dobre jedzenie w kategorii bar mleczny. Z innych przyjemności gdyńskich trzeba wymienić lodziarnie i flagową Mariolę, zwłaszcza tę blisko willi Wincent, gdzie wnętrze jest bardzo spójne i kompletne. To relikt, który już się – mam nadzieję – nie zmieni. Wnętrze wcale zresztą nie jest modernistyczne, tylko dość ciemne, z ciężkimi meblami.

Niedobrze byłoby, gdyby Gdynia wpadła w pułapkę myślenia, że wszystko musi pasować do tego przedwojennego modernizmu. Czas biegnie! Oczywiście w skali urbanistycznej nie wolno tego efektu zepsuć, ale też nie chciałbym, żeby Gdynia z szacunku do samej siebie zamieniła się w skansen i autokarykaturę, w której wszystko musi pasować do tego fundamentalnego, ale jednak krótkiego okresu.

Gdyński modernizm na światową listę UNESCO

W Gdyni działa też poczucie przestrzeni. Wszystko wydaje się mieć szeroką perspektywę, aż po horyzont.

Poza tym dzięki temu, że jest to miasto założone już w XX wieku, kiedy wiedziano, że podwórka studnie to nie jest dobra rzecz, udało się ich uniknąć. To jest coś, co bardzo mi pasuje jako warszawiakowi. W Warszawie po wojnie podwórka studnie raczej już nie wróciły i też powstała prawie zupełnie od nowa.

Być może to dlatego warszawiacy tak dobrze się w Gdyni czują?

Myślę, że przyciąganie Gdyni jest też kwestią pieniędzy. To fajne miejsce zarówno dla kogoś, kto ma już pieniądze, aby się tu przenieść albo pomieszkać jedną nogą w miłym i ładnym otoczeniu, jak i dla ludzi, którzy dopiero chcą zarobić – Gdynia jest miastem, w którym jest praca.

My tu mówimy cały czas o kwestiach dość romantycznych, takich jak gastronomia, architektura, krajobraz, ale pamiętajmy też, że siła przyciągania miast wynika z ekonomii, o czym w tym kontekście rzadko się mówi. O pieniądzach nie lubimy rozmawiać. Wałbrzych też jest pięknie położony, w spektakularnych górach, ale jakoś warszawiacy nie fantazjują o tym, aby się tam od razu przeprowadzać.

Grzegorz Piątek

Grzegorz Piątek

Rocznik 1980. Pisarz, krytyk, publicysta, z wykształcenia architekt. W kręgu jego zainteresowań pozostają głównie dzieje Warszawy i stołeczna architektura. Został dwukrotnie uhonorowany Nagrodą Literacką m.st. Warszawy. Po raz pierwszy otrzymał ją za biografię prezydenta Stefana Starzyńskiego, a po raz kolejny – za publikację „Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944–1949”. W 2021 roku pozycja ta znalazła się w finale Nagrody Literackiej Nike. Za książkę „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920–1939” wręczono mu Paszport „Polityki” 2022 oraz nagrodę literacką „Gdynia”.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Przytulny minimalizm

Przytulny minimalizm

Gdynia | 20 stycznia 2024

Dwupoziomowy apartament w gdyńskim Orłowie projektu Karoliny Ossowskiej

Tu się czyta i rozmawia

Tu się czyta i rozmawia

Gdynia | 12 stycznia 2024

Przystań Widna została zaprojektowana z myślą o mieszkańcach. Ale tu przyjemnie!