Branża projektowa w czasach zarazy: „Nie wiemy jak zmieni się nasza rzeczywistość, ale coś się bezpowrotne zmienia”

Epidemia koronawirusa z dnia na dzień wywróciła nasze życie do góry nogami. Jak z tą nową sytuacją radzi sobie branża projektowa? „To miejsce, ta sytuacja, ten czas są dla nas nowym kontekstem” – przekonują przedstawiciele branży kreatywnej, których poprosiliśmy o opinie.

Poniższy artykuł powstał w ramach cyklu „#zostańwdomu, czyli design w czasach zarazy„, w którym rozmawiamy z projektantami, architektami i ludźmi związanymi z branżą designu o tym, jak epidemia koronawirusa zmieniła ich życie i postrzeganie zawodu.

Zofia Strumiłło-Sukiennik, projektantka, współwłaścicielka Beza Projekt w Warszawie

Nowa rzeczywistość to na pewno duże wyzwanie dla wielu z nas. My możemy i pracujemy zdalnie. Dla uporządkowania pracy uruchomiliśmy aplikację, dzięki której możemy koordynować listę zadań i przypisane do nich osoby. Już dawno zamierzałyśmy wprowadzić taki tryb pracy ze względów czysto porządkowych. Jednak dopiero epidemia spowodowała, że okazało się to niezbędne. Jedynie dostęp do próbek mamy nieco bardziej ograniczony, bo są w pracowni. Pracując nad nowymi tematami staramy się myśleć o nowej rzeczywistości i ograniczeniach wynikających choćby z dostępu do niektórych materiałów czy o nowych potrzebach, które pojawią się w świecie „poepidemijnym”. Godziny pracy są bardziej labilne ze względu na opiekę nad dziećmi, które też są w domu. Do mnie przychodzi niania, która opiekuje się dwójką dzieci więc dochodzi koordynacja zadań szkolnych i logistyka domu. Ania (moja wspólniczka) ma zaangażowanych rodziców w opiekę nad dziećmi. To duża pomoc. Mam to szczęście, że mamy duże mieszkanie i każdy może skupić się na swoich zadaniach w innym pokoju. Na pewno ogólnie jest więcej pracy w domu, ale i rzadziej dochodzi do napięć bo jesteśmy ze sobą w ciągu dnia i wiemy mniej więcej co robimy (pracujemy w skupieniu). Dochodzi także do miłych, przypadkowych spotkań np. w kuchni przy parzeniu herbaty. Praca w moim przypadku wygląda tak, że rano zamykam się w „biurze” i dzieci nie mają tam wstępu kiedy pracuję. Po południu, po pracy, zajmuję się sprzątaniem, prasowaniem, gotowaniem i dlatego wieczorem często już padam. Czy epidemia sprawiła, że myślę nad zmianą kierunku działania? Jak na razie pracy mamy sporo z tematami, które zostały rozpoczęte przed epidemią i skupiamy się na tym, żeby je pomyślnie zakończyć. Oczywiście są obawy o przyszłość i rozważamy inne kierunki rozwoju, jednak cały czas wierzymy, że cała ta sytuacja obróci się na dobre. Z pewnością ludzie zwrócą się bardziej w kierunku natury, oby konsekwencją tego było zastąpienie bezmyślnej konsumpcji bardziej refleksyjną, przemyślaną decyzją o zakupie.  To ma szansę pozytywnie wpłynąć również na design.

Przemo Łukasik, architekt, współwłaściciel Medusa Group w Bytomiu

Jedyne czego w życiu się boję, to bezradności, braku możliwości niesienia pomocy. Dotyczy to moich najbliższych z rodziny, ale również tej rodziny zawodowej. Epidemia, może być takim momentem, że nie zawsze będę w stanie podzielić się pomocą. Od zeszłego czwartku, jeszcze przed ogłoszeniem przez Rząd stanu epidemii, całą nasza pracownia przeniosła się na działanie zdalne. Pracujemy tak jak do tej pory, pełnym składem wykorzystując wszystkie dostępne środki komunikacji. Nasze zespoły, łączą się za pomocą telekonferencji z Klientami, jak również wewnętrznie kontynuujemy nasze narady. Mój dzień wygląda, jak poprzednie. Zaczynam najczęściej od ćwiczeń sportowych (kwestia przyzwyczajenia), kawy, przeglądnięcia maili. W obecnej sytuacji, kiedy wszystkie zespoły pracują z domu, jestem w pracowni, co można nazwać dyżurem. W domu jesteśmy razem. Staramy się pomagać rodzicom, starszym sąsiadom, robiąc bieżące zakupy, eliminując ich z ewentualnego zagrożenia. Popołudniu, kiedy synowie kończą zajęcia w szkołach (telekonferencje) oglądamy razem filmy, reportaże, zdjęcia z wakacji. Popołudniami wychodzę na samotny rower, aby dać szansę odciążyć głowę i podtrzymać kondycję. Jestem kilkukrotnym zdobywcą medalu IronMan. Wiem co to długi dystans i wiem jak ważna jest nie tylko kondycja ale i głowa. Ten dystans zawsze muszą pokonywać w samotności – takie są zasady. Teraz jest łatwiej. Medusa Group ma wspaniałych współpracowników. Mamy zgrany i wytrenowany zespół. Zawsze możemy na siebie liczyć. Nikt nie zostanie sam. Czy przewiduję jakieś zmiany? Jestem architektem i dalej zamierzam się w tej dziedzinie rozwijać. Architektura zawsze była, jest i będzie dziedziną, która powstaje w określonym celu, w określonym miejscu i określonym czasie. To miejsce, ta sytuacja, ten czas są dla nas nowym kontekstem.

Robert Konieczny, architekt, właściciel pracowni KWK PROMES w Katowicach

Cała pracownia jest na home office i walczymy na skypie. Trzeba było dostosować się do nowych okoliczności, więc to zrobiliśmy. Rodzina nie byłaby w stanie teraz ze mną wytrzymać, bo mieszkanie zamieniło się w biuro, więc dziewczyny uciekły do Arki, w góry. Mam tyle pracy że od kilku dni nie miałem czasu nic poczytać czy chociażby na chwilę pooglądać telewizję. A wydawało się, że będzie odwrotnie… Czy epidemia sprawiła, że myślę nad zmianą kierunku działania? Poza rozwiązywaniem bieżących problemów i dostosowywaniem się do nowych sytuacji, czuję że coś się bezpowrotne zmienia.

Anna Wojczyńska, architektka wnętrz, właścicielka VIS A VIS w Warszawie

Pracuję z moim zespołem zdalnie. Jest to trochę bardziej wymagające, ale działa dopóki mówimy o kwestiach projektowych. Wszelkie spotkania z klientami są wstrzymane, spotkania na budowie też. W zawodzie projektanta wnętrz bardzo istotne jest pokazywanie klientom próbek wykończeń. Tego się nie da zrobić zdalnie. Tu może być problem strategiczny. Wysyłanie ich nie zadziała. Moje dzieci są dorosłe, dlatego mogę w domu pracować spokojnie – choć teraz trudno ustalić, gdzie kończy się praca, a kiedy zaczyna odpoczynek, nie ma tej dobrej, wyraźnej granicy, co na dłuższą metę może męczyć. Oczywiście wszystkie imprezy targowe są odwołane, ale za to jest sporo innych atrakcji jak choćby kurs Masterclass, darmowe edycje pism itd. Oczywiście dochodzi poziom stresu o przyszłość, o ilość zleceń i zamówień. Sprowadzanie towarów do projektów jest utrudnione z oczywistych przyczyn. Każda z firm ma inną taktykę, inne stany magazynowe, inaczej ustawioną produkcję, więc zamawianie czegoś teraz wymaga dodatkowego sprawdzania i dodatkowego, często nieokreślonego czasu. Sklep stacjonarny nie działa bo i tak nikt by nie przyszedł. Jest obsługiwany zdalnie. W życiu dochodzi stres o bliskich, o siebie. Odkrycie, że nie da się zdezynfekować sałaty czy świeżej bazylii powoduje, że zmienia się nawyki żywieniowe. Mój dzień wygląda dość podobnie. Wstaję bardzo wcześnie rano. Mam wtedy czas dla siebie na prasę, zainteresowania itd. Potem zaczynam pracę z przerwą na domowy lunch. Wieczorem i w weekend mam wolne – choć ten weekend jest odczuwalnie mniej weekendowy, bo sprawdzam e-maile. Życie w domu wbrew pozorom pozwala mi na lepsze planowanie posiłków o regularnych godzinach i nie jedzenie byle czego w biegu. Mam tyle samo czasu co wcześniej dla siebie. Bliskich widzę oczywiście częściej, bo jesteśmy razem w domu. Brakuje mi jogi, choć są teraz zajęcia online, ale na razie jakoś ich nie lubię. Czy epidemia sprawiła, że myślę nad zmianą kierunku działania? Nie, nie myślę o tym. Nie myślę też o zwalnianiu ludzi. Mam zgrany zespół i dopóki można, chcę ten stan utrzymać.

Beata Śliwińska Barrakuz, visual & graphic designer, Warszawa

Szczerze mówiąc, to był bardzo trudny mentalnie dla mnie tydzień. Zderzenie z sytuacją, kiedy wszystkie moje zlecenia są odwoływane, sesje przekładane, klient niepewny i brak spotkań, powodują dziwny stan stagnacji… i nie pracy. I tak jak na początku potrzebowałam czasu by się do tej nowej sytuacji przystosować, wszak dotyczy nie tylko mnie, tak teraz jestem już trochę bardziej spokojna. Niemniej pierwszy raz od kilku lat nie mam bieżącej pracy, gdzie dla mnie, osoby, która lubi swoje zajęcia zawodowe i pracuje sporo, i przede wszystkim spełnia się w tym, przejście do trybu „stand by” było wymagające. Obecnie żyję trochę bez planu. Mam bardzo dużo czasu dla siebie, czytam, ćwiczę w domu, wychodzę na jednoosobowe spacery, kontaktuję się z przyjaciółmi, wreszcie zaczęłam używać kreatywności w kuchni. Ale przede wszystkim jestem na bieżąco z sytuacją i niczego nie bagatelizuję. Jestem dość aktywna fizycznie i boli mnie nieco ten areszt domowy, brak ruchu i sportu, sytuacja z pandemią pokrzyżowała moje plany związane z wyjazdem trekingowym w Tatry, więc staram się znaleźć sobie nowe formy ruchu i tym razem, obok treningów na rowerze stacjonarnym, spacerów, padło na… jogę! Z którą byłam bardzo pogniewana, a obecnie odkrywam ją na nowo i praktykuję prawie codziennie. Dopiero jestem w przedsionku myślenia o projektowaniu czy działaniu na własny rachunek. Nie myślę o kategorycznych zmianach. Obecnie żyję w trybie przeczekania, wiem jednak, że staniemy przed faktem nowej rzeczywistości i przyjdzie nam zmierzyć się z nieuniknionymi zmianami… ja zawodowo już teraz je odczuwam. Jesteśmy uprzywilejowaną grupą i jeśli będzie możliwość zmian, która podniesie jakość czy sposoby korzystania z zasobów, powinniśmy się nią kierować. Póki co, potrzeba głębokiej refleksji jest we mnie bardzo silna.

Magdalena Hubka, współwłaścicielka Swallows’s Furniture, Warszawa

W tej chwili najistotniejsze jest zdrowie i połączenie wysiłków, tak by pandemia wirusa była jak najłagodniejsza dla wszystkich, co jest kolosalnie trudne. Historia ostatnich dni i tygodni jest zupełnie niesamowita, złożona i wielopoziomowa, jedno jest pewne – zrywamy z przeszłością, na naszych oczach zachodzą zmiany. Paradoksalnie, mamy wewnętrzne odczucie, że dystans się skrócił, że jest potrzeba bycia z ludźmi bliżej niż dotychczas, i nie dotyczy to tylko najbliższych, ale ludzi związanych z pracą – z odbiorcami, klientami, przyjaciółmi z branży. Są to na pewno emocje, które przełożą się też w krótkiej przyszłości na drogę projektowania – by jeszcze bardziej odrzucać „zbędne zawijasy”, by tworzyć dobrze i bezpośrednio, w punkt. Na co dzień działamy racjonalnie tu i teraz; zawodowo – trzymamy w ryzach bezpieczeństwa i rozsądku, z dbałością o zdrowie – cały nasz zespół i aktualne działania, ale też plany. Realizujemy zamówienia, pracujemy nad ofertami, kończymy prototypy nowych rzeczy.  Cały czas zadajemy sobie pytanie, co jeszcze można zrobić przejrzyściej, prościej, tak by pomagać ludziom, docierać do nich z naszą pracą, potencjałem. Nie wiemy jak skrystalizuje się obraz branży, na to jest sporo za wcześnie, ale staramy się mieć oczy szeroko otwarte na potrzeby innych. Jak wygląda teraz mój dzień? Proszę nie pytać, trwa nieustanne przegrupowywanie wojsk! W domu jest to mocno skonfundowana bezforemna plątanina zadań z poziomu egzystencji dnia codziennego, obowiązków, zabawy, ale też lęków dzieci. Jesteśmy zakopani pod górą do wyprasowania, zadań domowych, nieugotowanych obiadów. Cztery komputery w ruchu (!!!), bo #pracazdalna i #naukazdalna są wdrażane pod jednym dachem równocześnie! Jesteśmy szczęściarzami, bo w ramach ćwiczeń i integracji rodzinnej zrobiliśmy już gigantyczne porządki w ogrodzie, planujemy założenie grządek warzywnych, ale nasz syn Tadeusz cierpi, bo zostawił gitarę i piecyk  w szkole – koniecznie musimy je odzyskać! Czy epidemia sprawiła, że myślę nad zmianą kierunku działania? Za wcześnie na te pytania i odpowiedzi. Musimy poczekać na pełniejszy rozwój sytuacji, teraz podejmowanie jakichkolwiek ruchów jest przedwczesne, w tej chwili nie wiemy jak zmieni się nasza rzeczywistość. Jest to czas uważności.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Życie w zamknięciu. Czego nauczył nas Covid-19? Podsumowujemy cykl

Katalizator zmian

| 2 kwietnia 2021

Rok w zamknięciu. Czego nauczył nas Covid-19? Podsumowujemy cykl