Jacek Kołodziejski: – Uczłowieczam obiekt i uprzedmiotawiam człowieka

Swoją twórczość opisuje słowami: „W moich wyborach artystycznych w pewnym sensie uczłowieczam obiekt, ale też uprzedmiotawiam człowieka”. W ramach cyklu rozmów z fotografami wnętrz i architektury naszym gościem jest Jacek Kołodziejski.

Fotografia od początku była „planem na życie”?

Jacek Kołodziejski: – Na samym początku moje zainteresowania obejmowały bardzo różne dziedziny – modę, malarstwo, design. Pod koniec lat 90. kupiłem swój pierwszy magazyn o tej tematyce – „Wallpaper”, który był wówczas niewiarygodnie drogi! Wiele inspiracji czerpałem zwiedzając wystawy i oglądając FashionTV. Zainteresowanie fotografią zaczęło się powoli krystalizować, ale przypieczętowaniem tej pasji było rozpoczęcie studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, na wydziale Multimediów, gdzie wybrałem specjalizację fotograficzną.

Kiedy pasja stała się zawodem?

Myślę, że były dwa takie momenty. Mając 19 lat pojechałem na plener fotograficzny, robiliśmy sesję modelce – całkowicie zestresowany próbowałem zrobić portret i w pewnym momencie fotograf, który z nami wtedy pojechał zabrał mi aparat i powiedział: „Jacek, poczekaj, ja muszę zrobić cztery zdjęcia”. Kiedy później wywołałem stykówkę (aparat był wtedy jeszcze analogowy) łatwo było odróżnić, które zdjęcia są jego autorstwa. Moje były smutne, poważne i widocznie amatorskie a jego pełne światła, z rozpromienioną modelką. Zdałem sobie sprawę, że daleka droga przede mną, ale to mi pokazało, do czego można dążyć i bardzo mnie to zmobilizowało.

Drugim takim przełomem były pierwsze zlecenia już w Warszawie, ale jeszcze podczas studiów w Poznaniu. Pierwszą kampanię dla Skody zrobiłem mając około 25 lat, wówczas zaczął się swego rodzaju „boom” na moje nazwisko. Później dołączyłem do agencji, która dodała mi wiatru w skrzydła i tak to już do dzisiaj trwa.

jacek_kolodziejski_designalive (4)

jacek_kolodziejski_designalive (3)

Do którejś sesji ma Pan szczególny sentyment?

Na pewno współpraca z paryskim magazynem „Milk Decoration”… Wykonałem dla nich kilka sesji z polskim designem – to bardzo ciekawe, bo poprosili, żebym wykorzystywał polski zespół i dzieła polskich twórców skoro realizuję sesje w Polsce. To był wspaniały czas. Polski rynek charakteryzuje pewna doza nieufności, to nasza cecha narodowa, a oni dali mi całkowitą swobodę i nie mieli żadnych zastrzeżeń do efektów. Oczywiście przedstawiałem im koncepcję, dyskutowaliśmy, ale współpraca była fantastyczna i też cały cykl „Freckles” stał się bazą albumu, który wydałem rok później. Ogromnie się wówczas rozwinąłem artystycznie.

W szerokim spektrum tematów, jakie Pan podejmuje, jest jakiś ulubiony?

Już jakiś czas temu wymyśliłem hasło, które dobrze oddaje mój styl fotograficzny: „obiekt łączy się z człowiekiem”. Bo interesuje mnie zarówno fotografia obiektu czy szeroko pojętego designu, jak i fotografia portretowa. W moich wyborach artystycznych w pewnym sensie uczłowieczam obiekt, ale też uprzedmiotawiam człowieka (śmiech).

jacek_kolodziejski_designalive (5)

A skąd zamiłowanie do tak wyrazistych kolorów?

Na to składa się wiele czynników i wiele eksperymentów. Kolor jest bardzo ważnym akcentem, bo jeżeli robię coś elementarnie prostego – jak portret w studio, to kolor tła za obiektem nagle zaczyna być bardzo ważny i dopełnia zdjęcie, często nawet zastępuje całą scenografię. Gdybym jednak miał wskazać skąd czerpię inspirację w doborze kolorów, to są to podróże i fascynacja Le Corbusierem. To właśnie on, jako jeden z pierwszych architektów, wprowadził coś takiego jak próbnik kolorystyczny, nazywał kolory i tworzył palety barw. Z Le Corbusierem wiąże się zresztą projekt, który realizuję już od jakiegoś czasu. Skupiając się głównie na Francji fotografuję jego architektoniczny dorobek osadzając w nim moje autorskie instalacje. Bardzo dużą rolę w tych zdjęciach odgrywa właśnie kolor.

Co jeszcze Pana inspiruje?

Cały czas poszukuję, uwielbiam architekturę w designie natomiast znajduję więcej swobodnych inspiracji niż w twórczości konkretnego twórcy. Fotografia to połączenie bycia reżyserem, scenografem i malarzem, dopiero wtedy powstają dobre rzeczy – przynajmniej w moim przypadku.

Jak w takim razie wygląda taki typowy dzień pracy? Wygrywa racjonalność czy spontaniczność?

Zarówno moje artystyczne działania, jak i duże projekty komercyjne opierają się na dobrze zaplanowanej pracy zespołowej. Każdy czynnik składa się na jakość końcowego rezultatu. Kiedy jakiś element nawali, całość zaczyna kuleć, więc dążę do eliminacji tego ryzyka. Przy większych projektach staram się również posiłkować wiedzą specjalistów z danych dziedzin.

jacek_kolodziejski_designalive (1)

jacek_kolodziejski_designalive (2)

Da się tak wszystko zaplanować?

To praca z ludźmi więc oczywiście nie nad wszystkim da się zapanować tak, jak by się chciało. Na przykład podczas jednej z ostatnich sesji dla marki GlamFighters mieliśmy dwie świetne modelki – jedna była z Berlina, druga z Ukrainy. Swoim zaangażowaniem wniosły coś, czego nie przewidziałem wcześniej, zupełnie nowy kierunek i mnóstwo wspaniałej energii. To jest właśnie ten czynnik ludzki, który powoduje, że czasem ma się coś zaplanowane w głowie, a na planie wchodzi inaczej – lepiej lub gorzej. Dobrze jednak jest mieć nad tym, chociaż w pewnym stopniu, kontrolę.

A jak wygląda Pana praca od strony biznesowej?

To ważne, żeby mieć agencję, która reprezentuje fotografa. Wiele obowiązków spada wówczas na agencję i te osoby też dbają, żeby moje nazwisko cały czas było obecne na rynku. Przez 10 lat byłem agencji Shootme, która zajmuje się wyłącznie fotografią, od roku jestem związany z agencją Match & Spark, która reprezentuje również artystów związanych z filmem, przez co ja sam zacząłem również reżyserować krótkie formy.

Czy przy tak licznym dorobku, jest jeszcze jakaś niezrealizowana „sesja marzeń”?

Można powiedzieć, że już kilka takich „sesji marzeń” mam za sobą – choćby ostatnia okładka płyty Dawida Podsiadło, która zgarnęła chyba wszelkie istniejące nagrody w zakresie okładek muzycznych. Moim celem jest bardziej dokańczanie większych projektów, jak na przykład wspomniany projekt z Le Corbusierem, który chciałbym zamknąć i wydać kolejny album. Jedna sesja nie robi rewolucji, nawet choćby to był najbardziej znany celebryta świata.

Ulubiony sprzęt. To cyfra czy analog?

Do samego sprzętu mam stosunek bardzo narzędziowy, wybieram aparat, który spełnia moje potrzeby pod względem jakości czy komfortu pracy. Kiedy fotografuje człowieka wybieram aparat „szybki”, kiedy fotografuje bardziej statyczne obiekty sięgam po wielkoformatowy. Moim zdaniem przywiązywanie się do konkretnego modelu czy marki nie ma sensu.

A jakie ma Pan plany?

Jeszcze przed drugim lockdownem udało mi się zrealizować kilka fajnych projektów, których efektów można wypatrywać na wiosnę. Niestety nie mogę nic więcej powiedzieć na tym etapie. Na wiosnę mam również nadzieję powrócić do moich działań artystycznych we Francji, ale w tym wypadku muszę poczekać aż te wszystkie miejsca będą znowu otwarte. Więc… byle do wiosny!

Jacek Kołodziejski wraz z partnerką, Anią Łoskiewicz – projektantką wnętrz, współprowadzącą studio projektowe Beza Projekt.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Odyseja estetyczna

Odyseja estetyczna

Warszawa | 7 maja 2023

Nieustraszeni dyktatorzy smaku: Anna Łoskiewicz-Zakrzewska i Jacek Kołodziejski