Proste ruchy są piękne

Kamienica na warszawskiej Ochocie ma prawie sto lat. Tutaj swoje mieszkanie pełne sztuki, designu urządziła architektka i projektantka wnętrz, Dora Kuć z pracowni Mood Works.

– Wiecznie coś zmieniam. To moja cecha charakterystyczna, nie potrafię skończyć i nic już więcej nie ruszać – uśmiecha się. Rozmawiamy o tym co zachowała, a co zmieniła, dlaczego lubi zmiany, geometryczne formy i nieoczywiste kompozycje. 

Od czego zaczęłaś?

Projektując wnętrza, zawsze wychodzę od funkcji. Jeśli działa funkcja, to cały projekt będzie dobrze osadzony. Jeśli nie działa, to nikt się w takim wnętrzu dobrze nie czuje. Tutaj od początku zależało mi więc, aby zachować pierwotne przeznaczenie wnętrz. W końcu to jest mieszkanie w kamienicy. Jeszcze przed remontem przyjechał mój przyjaciel z Włoch, Marco Bertolini. Chodził, chodził, patrzył na łuk z półkola w salonie, aż wreszcie powiedział: „Słuchaj, musisz przede wszystkim to wszystko otworzyć, a ten łuk to wygląda jak z pizzerii”. Od tego momentu nie dawało mi to spokoju. Całe szczęście, kiedy zaczęliśmy rozbierać tę ścianę, okazało się, że była tylko atrapą, a łuk oryginalnie ma o wiele szlachetniejszą formę, którą oczywiście postanowiłam zachować. Dzięki temu otwarcie kuchni i salonu zyskało sens, a mieszkanie dzięki temu wydaje się dużo większe, niż jest.

Jest też świetnym tłem dla sztuki i designu.

Skupiłam się na tym, aby to wnętrze mogło eksponować sztukę i przedmioty, które zbieram i kocham. Łączę je ze sobą i cały czas przestawiam. Na samych ścianach nie ma więc zbyt wielu kolorów, ale w mieszkaniu jest bardzo dużo kolorowych rzeczy.

Moje mieszkanie jest rodzajem eksperymentu. Próbuję tutaj różnych rozwiązań, których później używam w projektowaniu. Swoją sypialnię przemalowywałam trzy razy, próbując różnych kolorów.

Pierwsza wersja była w ciemnej, niebieskiej tonacji, jednak okazało się, że to wcale nie był dobry pomysł. Potem przemalowałam ją na kolejny kolor, aż w końcu zdecydowałam się na jasny. Takie doświadczenia z kolorami dają praktyczną wiedzę. Czasem marzy nam się coś, co ostatecznie, wprowadzone w życie okazuje się nieprzyjemne. Okazuje się, że w ciemnej sypialni nie do końca jest miło przebywać.

Mieszkanie ewoluuje razem z Tobą?

Wiecznie coś zmieniam i robię tak w każdym kolejnym mieszkaniu, w którym mieszkam. To moja cecha charakterystyczna, nie potrafię skończyć i nic już więcej nie ruszać. To dobrze widać na przykładzie oświetlenia, które zmieniam i dowolnie konfiguruję. Szczególnie wieczorem wygląda to przepięknie. Uwielbiam! Tu lampka, tam lampka. Mogłabym ogóle nie stosować górnego oświetlenia!

Nad stołem w kuchni wisi legendarna lampa z karteczkami Ingo Maurera, którą też można po swojemu konfigurować, zmieniając karteczki i zastępując je np. polaroidami. Ciągle przestawiam też meble. Ten zakątek, w którym rozmawiamy, wyglądał inaczej – ostatnia wersja powstała z inspiracji serialem o projektancie mody, Halstonie. Jego biuro było urządzone całe na czerwono. Wyglądało zjawiskowo! 

Na czym opierają się Twoje kompozycje?

Interesują mnie nieoczywistości i to, że można łączyć wzory poprzez kolor bazowy albo w ogóle zestawiać coś, co do siebie nie pasuje. Uważam jednak, że trzeba to osadzić na stabilnej, mądrej bazie, bo inaczej powstaje chaos. To przekonanie wynika być może z tego, że mam wykształcenie architektoniczne – jestem architektką i inżynierem. Studiowałam na Politechnice Mediolańskiej i na Politechnice w Poznaniu. We Włoszech nauczyłam się wiary w klasyczne formy architektury – koło, kwadrat, prostokąt. Jeżeli łączy się ze sobą choćby elementy stylu Memphis, to baza zawsze powinna być stateczna, odwołująca się do bezpieczeństwa, zaprojektowana z najprostszych, spokojnych form.

Dora Kuć

Od czego zaczynasz myślenie o projekcie?

W procesie projektowania zawsze staram się, żeby stała za nim, jakaś intelektualna idea, żeby opierać się na jakiejś historii. Chwytam się czegoś z opowieści moich klientów, przetwarzam i tworzę punkt wyjścia dla projektu. Ostatnio rozmawiam ze znajomą, która zastanawia się nad kupnem domu za granicą. W pracowni Bownika wybrała kilka prac, ale miała wątpliwości, czy będą pasować do planowanego wnętrza. Wpadłam na pomysł, żeby podejść do tego od drugiej strony. Niech sztuka będzie linią prowadzącą to wnętrze. Zaczniemy wybierać prace i dopiero potem zastanowimy się, jak to dalej projektować.

Co w takim razie było zaczynem dla projektu Twojego własnego mieszkania?

Historia tej kamienicy. Jest ona dość ciężka, bo kamienica była świadkiem wojennej zawieruchy. Dom Spółdzielni Mieszkaniowej profesorów lewicowej Wolnej Wszechnicy Polskiej został zbudowany w latach 1925-28 wg projektu Marcina Weinfelda i Kazimierza Saskiego. Podczas wojny, w 1944 roku budynek został spalony wewnątrz, podobno tylko w jednym mieszkaniu zachowało się oryginalne wyposażenie. Najprawdopodobniej moje. Po 1970 kamienicę wyremontowano, zasłaniając ozdobną attykę, oraz przebito dodatkowe okna. Dlatego tak zależało mi, żeby to mieszkanie odświeżyć, doświetlić, dodać mu jasności. Ale też mieszkając tu już szósty rok, widzę, że historia mojej rodziny stała się kolejną warstwą. Udało mi się ją dodać.  

Poszukiwanie ram, w których osadzasz projekt, tym razem prowadzi więc do trudnej historii Polski.

Tak, tym bardziej że kamienica jest przykładem polskiego art déco, które było dosyć… biedne. To jest dla mnie lekcja. Nam się wydaje, że przed wojną, było tutaj nie wiadomo co, a to nie prawda. Ważna jest szczerość, żeby nic sztucznie na siłę nie dodawać.

To mieszkanie kryło też tajemnice.

Poprzedni właściciele pokazali mi skrytki na krótką i długą broń. Kiedy tu weszłam i zostałam sama, było to trochę creepy. Czuję energetycznie różne miejsca i zanim rozpoczynam projekt, lubię się przejść, posiedzieć, zastanowić się. Tutaj dało się odczuć lęk, wiedziałam, że ludzie, którzy tu mieszkali, musieli się bać. Podczas cyklinowania podłogi odkryliśmy też kulę z pistoletu w parkiecie. Ktoś strzelił, została dziura. Zachowałam ją, podobnie jak skrytkę na broń krótką – jest pod cokołem w kuchni. To się tak szumnie nazywa, a tak naprawdę są to trzy klepki, które trzeba podważyć nożem, a pod nimi gruz. Ta prawda, prostota i skromność jest dla mnie ważna.

Co lubisz w designie, a czego nie akceptujesz?

Mam swoją boginię designu Andrée Putman – francuską projektantkę i architektkę wnętrz. Motywem przewodnim jest u niej projektowanie poprzez proste formy, których połączenia wyglądają genialnie. Była osobą, która dawała duszę nowym przedmiotom i umiejętnie łączyła je ze starymi, odnosiła się też do art déco. 

Nie lubię zbyt wielu dekoracji, przeprojektowania, przekombinowania. Proste ruchy są piękne, jeżeli chodzi o detal. Cenię ponadczasowość, najprostsze formy są w jakimś sensie antyczne.

Częściowo zmieniłaś układ mieszkania?

W mojej sypialni był kiedyś kuchnia razem z tzw. zimną szafą, która pełniła funkcję lodówki, oraz sypialnią kucharki, która jest teraz garderobą. Zachowałam tu oryginalne drzwi, i co ciekawe, takie same znalazłam na zdjęciach z Pawilonu Polskiego na Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych i Nowoczesnego Przemysłu w Paryżu z 1925 roku. Nie wiadomo, jaka jest tu korelacja, wiem tylko, że architekt, który projektował tę kamienicę zaprojektował też budynek dawnego Prudentiala, w którym jest dziś hotel Warszawa.

Podłogi też zostały oryginalne, skrzypiące.

Tak, podłoga, stolarka okienna i framugi skrzynkowych okien pełne różnych niedoskonałości zostały tylko odświeżone. Mam też piękny, turkusowy piec art déco, który służy również jako kominek.

Odniesienia do Twoich ulubionych klasycznych form widać też w łazience.

Połączyć coś bogatego i skomplikowanego, z czymś bardzo prostym – taka była idea łazienki. Wtedy całość nie wygląda śmiesznie, nie jest przerysowana. Tu też mam odniesienia do geometrii, np. umywalka ma kształt połowy kuli. Daje to projektowi dobrą strukturę, do której można dokładać kolejne elementy. Projekt nawiązuje też do kina i scenografii z filmów Passoliniego, podłoga w łazience jest inspirowana jego ostatnim filmem „Salò, czyli 120 dni Sodomy” z 1975 roku.

Masz piękny widok za oknami, Ochota jest dobrym miejscem do mieszkania?

Najładniejszy widok jest z pokoju mojej córki Luny. Ona też chce być projektantką – na suficie malowałyśmy razem chmurki i sama wybierała sobie kolory. Ma tu dużo koleżanek, a ja przyjaciółki. Mieszkamy tu w trzy matki i piątka dzieci, w tym samym pionie. Siedzimy na balkonie, który jest ważnym punktem spotkań towarzyskich, a dzieci biegają po podwórku. Wszyscy się tu znamy, całe towarzystwo wychodzi z psami do parku. Nie ma problemu, żeby zagadać z kimś na temat pogody. Mieszka tu jeszcze dużo starszych ludzi z dawną estymą, są do tego przyzwyczajeni.

Dora Kuć

Ukończyła Wydział Architektury Politechniki Poznańskiej, a także studiowała na Politecnico di Milano, od 10 lat, wspólnie z Kariną Sanuszką prowadzi w Warszawie autorskie studio architektoniczne Mood Works. Inspirują ją mistrzowie: Eileen Grey, Andrée Putman, Carlo Scarpa, Gio Ponti. Uwielbia gubić się w miastach, oglądając architekturę, szczególnie włoskie Novecento. Ostanie odkrycie z Mediolanu to kamienica Ca’ Brutta dzieło Giovanniego Muzio, wspaniały przykład neoklasycyzmu i manieryzmu w jednym. Zachęca do odrzucenia zdjęć z Pinteresta czy Instagrama, kiedy myślimy o projektowaniu. Lepiej zamknąć oczy, zajrzeć w siebie i tam szukać własnej estetyki. 
 
 

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Intelektualna przygoda

Intelektualna przygoda

Warszawa | 30 grudnia 2022

Rozmawiamy z Dorą Kuć i Kariną Snuszką prowadzącymi studio projektowe Mood Works

Kancelaria idealna

Kancelaria idealna

Warszawa | 8 czerwca 2022

Warszawskie biuro międzynarodowej kancelarii zachwyca!