– Nie zamierzamy nikogo ratować, za to zależy nam, żeby świat wokół nas był ciekawy i fascynujący. Chcielibyśmy tworzyć przedmioty, których nie odbiera się automatycznie, a które działają na wyobraźnię i wybijają z utartych torów myślenia – mówi w wywiadzie dla „Design Alive” Maciej Jelski tworzący wraz z Ewą Bochen studio projektowe Kosmos Project.
Można powiedzieć, że kosmosy są dwa. Świat realny, ten rodzinny, gdzie pomiędzy warsztatem, uczelnią, firmą i dwoma chartami w domu, powstają funkcjonalne produkty, zaliczane już przez wielu do symboli polskiego wzornictwa. Jest też ten irracjonalny, gdzie mistyczna idea góruje nad formą, a każdy produkt to odrobina magii, gdzie nowoczesna i wyliczona rzeczywistość przegrywa z emocją i marzeniem. O projektowaniu, tradycji, rzemiośle i potrzebie harmonii życiowej rozmawiam z twórcami Kosmos Project.
Kosmos to spokój i równowaga. Jak to się robi?
Maciej Jelski: – Lata praktyki szlifują warsztat projektowy. W naszej pracy, choć cały czas jest progres i poszukujemy nowych technik wyrazu, to jednak mamy świadomość pewnej równowagi. Jeszcze parę lat temu, wymyślając koncepcję projektu, musieliśmy wiele przemyśleć, zastanowić się. Teraz mamy więcej pomysłów, niż jesteśmy w stanie zrealizować. Po wielu projektach, wdrożeniach, produkcjach, doświadczeniach pozytywnych, jak i porażkach, człowiek ma znacznie większą wiedzę techniczną i łatwiej jest mu realizować kolejne projekty.
Zanim porozmawiamy o designie, po prostu muszę zadać pytanie, nad którym zastanawiamy się w redakcji. Jak żyje się w domu z dwoma chartami?
Ewa Bochen: – Charty kojarzą się z psami energicznymi, ale w rzeczywistości w domu są bardzo spokojne. Potrzebują za to sporo ruchu na świeżym powietrzu, co zmusza nas do aktywności, która przy pracy projektanta – wielogodzinnym siedzeniu przy komputerze – jest bardzo potrzebna.
M: – Patrzenie jak charty biegają, szczególnie, kiedy są dwa i bawią się ze sobą, jest niezwykłym widowiskiem.
Pracownia, rodzina, a do tego dwa charty. Kiedy pracujecie? Nad ranem?
M: – Wolę pracować w nocy, bo wtedy wszyscy inni śpią (śmiech). Nie przychodzą maile, nikt nie dzwoni. W domu mamy oddzieloną przestrzeń do projektowania, ale powoli ta przestrzeń staje się zbyt mała, a projekty coraz większe (śmiech).
Tworzycie funkcjonalny produkt, który jednak nie zostaje pozbawiony silnego konceptu, odrobiny magii. Oboje macie te umiejętności, czy ktoś tutaj jest sercem, a ktoś rozumem?
E: – Z pewnością się uzupełniamy, ale taki typowy podział obowiązków zależy od danego projektu. W tej chwili faktycznie zajmuję się wieloma kwestiami organizacyjnymi. To, co jest jednak bardzo ważne w naszym duecie, to umiejętność krytyki. Jesteśmy dla siebie pozytywnym ograniczeniem, które wpływa na proces myślenia o danej koncepcji.
M: – Krytyka, dyskusja i spojrzenie z dystansu są niezbędne do stworzenia czegoś wartościowego.
Projektujecie dla przemysłu, tworzycie własne produkty, jak i krótkie serie trafiające do galerii. To kompromis czy do którejś z tych dziedzin jest wam jednak bliżej?
M: – Długo się nad tym zastanawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że nie musimy decydować się na jeden konkretny model. Wiele zależy od klienta, projektu, od czynników zewnętrznych. Uważamy, że decyzja o wyborze tylko jednego kierunku działania jest niepotrzebna. Obserwując studia podobne do naszych, widzimy, że portfolio może być różnorodne pod względem biznesowym.
Jak sami podkreślacie, jesteście studiem, które łączy to, co cywilizowane – produkt, z tym co pierwotne – idea. Pozostajecie wierni własnej filozofii. Jakie wartości są dla was najważniejsze w projektowaniu?
E: – Najważniejsze jest marzenie. Emocja. Historia. Inspiracja, która w danym momencie jest nam potrzebna, i której produkty stają się potem odzwierciedleniem.
M: – Może wynika to z miejsca, w którym żyjemy. Nasza codzienna rzeczywistość jest na tyle racjonalna, że człowiek potrzebuje odrobiny magii, którą kiedyś zapewniała nam religia, wierzenia. W tej chwili życie jest tak zracjonalizowane, że człowiek odczuwa naturalną potrzebę odskoczni od tej wyliczonej rzeczywistości.
Idąc tropem waszych projektów. Sięgaliście po niestandardowe zestawienia, radio-krzyż, grzebień-kastet. Burzycie utarte znaczenia i symbole.
E: – Używamy jednak w tym celu całkiem nowych środków. Kiedyś faktycznie stworzonej przez nas formie towarzyszyła pewna kontrowersja. Teraz, mamy świadomość, że przedmioty żyją z ludźmi, są scenografią codziennego życia. Mamy potrzebę większego spokoju, co z pewnością przenosi się na nasze projekty. Odzwierciedlają nas i nasz etap w życiu.
M: – Staramy się prowokować pewien proces myślenia odbiorcy. I co śmieszne, to się naprawdę dzieje. Przykładem mogą być Maski z kolekcji Collective Unconscious (Nieświadomość zbiorowa). Kilka razy wracali do nas ludzie, którzy już wcześniej znali ten projekt. Podziałał na nich w sposób bardzo emocjonalny – przyśnił im się, dlatego chcieli go kupić. To może brzmi irracjonalnie, ale naprawdę spotykają nas takie sytuacje.
Może wasz klient po prostu jest wyjątkowy?
E: – Nasi klienci to z pewnością osoby dość niestandardowe. Często są to ludzie z branży kreatywnej, czasem całkowicie z nią niezwiązani, ale ceniący sobie oryginalny produkt.
Piszecie, że nowoczesny design powinien skupić się na ludzkiej duchowości, aby stanąć w kontrze do zdehumanizowanych już standardów życia. Jak to ma się stać? Przecież już wiemy, że design nie uratuje świata.
M: – Nie zamierzamy nikogo ratować, za to zależy nam, żeby świat wokół nas był ciekawy, fascynujący. Chcielibyśmy tworzyć przedmioty, których nie odbiera się automatycznie, które działają na wyobraźnię i wybijają z utartych torów myślenia.
Uwrażliwiać?
E: – Tak, choć nie chcemy w żaden sposób sterować, narzucać odbioru. Używamy konkretnych technik, odpowiedniej formy, koloru, by jak najlepiej przekazać ideę, na której nam zależy.
Kolekcja Nieświadomość zbiorowa to polski duch, odtworzenie słowiańskich emocji, misteria, tajemnice. Kolekcja Transition zaś to progres, nauka, nowoczesność kontra życie kształtujące się przez tysiące lat. Te projekty to wyraz waszej fascynacji tradycją czy może niechęć do tej nowoczesności? Obawa?
M: – Z pewnością jest to forma szacunku wobec tradycji. Nie chcemy, by o niej zapomniano, jest przecież częścią naszej historii. Projekt Transition, który prezentowaliśmy w Londynie jest przede wszystkim odzwierciedleniem procesu myślenia o tym, czy nowoczesność faktycznie nas zdominowała. Przecież obecnie, równolegle do siebie funkcjonują zarówno bardzo prymitywne sposoby życia, jak i niezwykle zaawansowane technologicznie.
E: – Oczywiście jest też strach. Strach przed tym, jak ta przyszłość będzie wyglądać. Refleksja nad tym, czy mamy na tę nowoczesną rzeczywistość jakikolwiek wpływ i jak byśmy chcieli, by ona wyglądała. Ta dyskusja toczy się również na płaszczyźnie prywatnej. Zastanawiamy się, gdzie jest nasze miejsce. Nie do końca widzimy siebie uciekających od cywilizacji. Właściwie jest to niemożliwe. Z drugiej strony wizja życia w ultranowoczesnym otoczeniu jest przerażająca.
Wolicie się odsunąć?
M: – Mentalne odcięcie jest bardzo ważne. Gdy dogłębnie badamy nowy temat, czytamy książki, szukamy inspiracji, wchodzimy w ideę, nasza wyobraźnia zaczyna mocniej działać. Dla nas projektowanie jest właśnie sposobem na oderwanie się od codzienności.
Co w takim razie czytaliście, projektując Maski? Przecież „Dziady” to byłoby zbyt proste.
E: – Czytaliśmy Marię Janion, Josepha Campbella, Mircea Eliadego, „Mitologię Słowian” Gieysztora. Ale romantyzm to też świetnie źródło inspiracji, ponieważ bardzo działa na wyobraźnię.
Przez wasze projekty przemawia również potrzeba odtwarzania pewnych polskich symboli, naszej tradycji. Widać to zwłaszcza w projekcie Kult morza.
M: – Nasza współpraca z festiwalem Gdynia Design Days i Agnieszką Jacobson–Cielecką, która była kuratorką wystawy „Miasto+”, w jej ramach powstał Kult morza, zaczęła się od poznania historii miasta Gdyni, oprowadzenia po nim. To nas niezwykle zainspirowało, chcieliśmy sięgnąć po symbole mniej oczywiste, w związku z tym projekt wymagał dodatkowych badań, analiz. Ten proces był niezwykle ciekawy, odkrywaliśmy nowe dla nas fakty, których odzwierciedleniem jest projekt stworzony na wystawę.
E: – Czytaliśmy kaszubskie legendy, poszukiwaliśmy technik budowy łodzi rybackich, znaleźliśmy też jedyny pozostały zakład ceramiki kaszubskiej, w którym powstały naczynia.
Wspaniale przekładacie tradycję na formę. W takim razie, czy istnieje w ogóle coś takiego jak polski design?
M: – Pod kątem organizacyjnym jest to nieuniknione. W dobie natłoku informacyjnego wyrażenie „polski design” upraszcza odbiorcy zrozumienie pewnych mechanizmów. Jest to forma porządku. Z pewnością nie można mówić o jakimś polskim stylu, różnorodność na to nie pozwala.
E: – Oczywiście polska scena projektowa nie jest tak samo ustabilizowana jak włoska czy też skandynawska. Z pewnością jednak projektujemy w specyficznych warunkach, co narzuca pewne zasady, sposób i odbija się na konkretnych projektach.
Wzięliście udział w warsztatach „Wool design. Carpathia”. Stworzyliście gotowe produkty inspirowane pracą rzemieślnika z wełną. Zebraliście za nie świetne recenzje.
M: – Same warsztaty były bardzo przyjemne. Spotkaliśmy się z innymi uczestnikami w Jaworzynce niedaleko Istebnej – wspaniały klimat, krajobrazy. Idealne miejsce na odbycie tego typu pracy. Ekipa organizatorów z Zamku Cieszyn zapewniła bardzo ciekawe wykłady, zwiedzanie lokalnych muzeów i fabryk powiązanych z tematem. Ułatwiło nam to zrozumienie zagadnienia.
E: – Przede wszystkim uświadomiono nam problem palenia polskiej wełny. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nie istnieje kompleksowy system przetwórstwa, a duża część surowca jest marnowana. Mamy nadzieję, że efekty warsztatów sprawią, że ten problem zostanie nagłośniony i może znajdzie się rozwiązanie.
Nad czym teraz pracujecie?
E: – Przygotowujemy wystawę, która zaplanowana jest na październik. We współpracy ze szwedzką projektantką tworzymy rodzaj dialogu. Pierwszy pokaz odbędzie się w Kalmar Konstmuseum. Mamy nadzieję, że w 2016 uda nam się ją pokazać w Warszawie.
M: – Nie lubię mówić jeszcze o tym, co nie powstało, ale może warto. Zdradzę, że planujemy projekty inspirowane wymianą kulturową pomiędzy naszymi krajami. Zastanawiamy się nad tym, jaka jest różnica w tych relacjach – teraz i w przeszłości.
Tajemniczy Kosmos. Kiedy zrobicie w takim razie coś dla dzieci?
E: – Jak najbardziej, mamy plany projektu dla dzieci w najbliższym czasie. I to projektu niezwykłego. Stowarzyszenie z Siedzibą w Warszawie zaproponowało nam współpracę przy projekcie zabawki dla dzieci z dysfunkcjami, która jednak będzie na tyle uniwersalna, że ma szansę stać się atrakcyjna dla wszystkich dzieciaków. Mamy nadzieję, że się uda, choć to bardzo trudne zadanie. Jesteśmy już po warsztatach z rodzicami dzieci dysfunkcyjnych i z terapeutami – staramy się zrozumieć potrzeby tych osób. Ten projekt wymaga od nas całkiem nowego spojrzenia na rzeczywistość i zauważenia spraw na co dzień niezauważalnych.
Chętnie bierzecie udział w warsztatach, angażujecie się w branży, jesteście współtwórcami Otwartego Klastra Designu Wilk. To jest chęć poprawy sytuacji? Macie potrzebę działania w grupie?
E: – Teraz jest bardzo dużo energii w świecie polskiego designu. Sądzimy, że warto ją ukierunkować, skumulować, zebrać, by sprzyjała pozytywnym zmianom.
M: – Warto wspierać, angażować się we wszystkie dobre inicjatywy, które obecnie powstają. Z akcentem na dobre!
Zaczęliście w 2008. Co takiego zmieniło się na przestrzeni tych lat?
E: – Przede wszystkim instytucje zauważyły potencjał designu i zaczęły brać go pod uwagę jako dziedzinę, w którą warto inwestować. To stwarza wiele nowych możliwości rozwoju. Sytuacja nie jest jeszcze idealna, ale na pewno ma się ku lepszemu.
A na świecie?
E: – Zmienia się wiele na plus. Coraz więcej jest poszukiwania, analizy, wychodzenia poza dotychczasową logikę. Już nie tylko gotowy design produktowy, ale też design spekulatywny. Co raz więcej osób zastanawia się, jak to projektowanie tak naprawdę powinno wyglądać, by odpowiadało potrzebom naszych czasów. Tutaj z pomocą przyszedł kryzys ekonomiczny, który spowodował, że wiele nieformalnych inicjatyw miało szansę wypłynąć.
Co was ostatnio urzekło? Czym się inspirujecie?
E: – To jest bardzo trudne pytanie. Rzadko inspiruję się designem. Są oczywiście projekty, które mi się bardzo podobają, ale to nie one mają na mnie wpływ. Bardziej spoglądam w kierunku literatury, muzyki. Cała sztuka współczesna daje mi zdecydowanie więcej inspiracji niż gotowy produkt.
M: – Muzyka. Zawsze nam towarzyszy. Ostatnio Future Islands. Tworzą bardzo harmonijne dźwięki – teraz tego potrzebujemy. Inspiracją jest dla mnie też polska tradycja – dawne legendy, podania, zapomniane elementy kultury. Pozostałości tych zwyczajów są cały czas w naszej tradycji i odnajdowanie ich źródeł jest dla mnie dużą inspiracją.
Rozmawiała: JULIA CIESZKO