Moim językiem jest szkło

– Chodzi mi o przełożenie tego, co daje nam natura, na to, co mamy w sobie. Dostrzegając jej zasoby, możemy odkryć też naszą wewnętrzną siłę – wyjaśnia artystka i projektantka Agnieszka Bar. Jej szklane obiekty powstają po to, aby wspierać nas w doświadczaniu życia i budowaniu relacji z innymi oraz z samymi sobą

Spotykamy się w centrum Warszawy w pogodny, niedzielny poranek. Wiosenne słońce i soczysta zieleń rezonują z nami i wprawiają nas w dobry humor. Siedząc w kawiarnianym ogródku, doświadczamy dokładnie tego przepływu, który stał się inspiracją dla jej najnowszej kolekcji – Inner Flow. Rozmawiamy o tym, jak wiele możemy wziąć dla siebie z energii słońca, wody i ziemi. My też mamy w sobie wewnętrzne słońce, które możemy pielęgnować.

Szklane obiekty Agnieszki Bar mają nam o tym przypominać. Poznałyśmy się przed momentem, ale już po chwili bez oporu mówimy o rzeczach wzniosłych i uniwersalnych. Wypowiadane przy stoliku w kawiarni myśli mogą zabrzmieć banalnie – Agnieszka bez wątpienia umie wyrazić je lepiej w poetyckiej formie swoich szklanych artefaktów.

Artystka i projektantka Agnieszka Bar opowiada nam życiu, pracy i o swoich szklanych obiektach, które sytuują się pomiędzy sztuką, designem i nowym rzemiosłem.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Gdzie uczyłaś się szklanego rzemiosła?

Agnieszki Bar: – Na początku w liceum plastycznym w Jeleniej Górze, na kierunku szkło artystyczne. Ten wybór nie był podyktowany świadomością, właściwie nie wiedziałam, na co się piszę. Miałam wybór pomiędzy pracą z drewnem w warsztacie stolarskim a szkłem. Pochodzę z domu z rzemieślniczymi tradycjami. Mój tato miał mały, przydomowy zakład stolarski i bardzo mnie namawiał, żebym poszła na meblarstwo, szczególnie że zawsze bardzo lubiłam przebywać w jego warsztacie i uczyć się od niego. Ostatecznie, być może trochę z przekory, wybrałam szkło – jako coś, czego wcześniej nie znałam. Przekonało mnie to, że region jest kolebką hutnictwa i ma silnie zakorzenione szklarskie tradycje. Wiedziałam, że tato tak czy inaczej może mnie wielu rzeczy nauczyć, a to było coś zupełnie nowego, intrygującego.

To musiała być fajna szkoła – i wręcz elitarne warunki do nauki.

O tak, byliśmy zewsząd otoczeni naturą. Szkoła mieści się w pięknym starym budynku, w cudownym otoczeniu, w zdrojowym miejscu. Na jednym roku było około dwudziestu osób, podzielonych na te dwa kierunki artystyczne. Zajęcia z ogólnych przedmiotów mieliśmy razem, a specjalizacje osobno.

A co po liceum?

Wcale nie było dla mnie takie oczywiste, aby kontynuować naukę w kierunku szkła, pociągało mnie też projektowanie tkanin, ubrań. Być może dlatego, że moja babcia była krawcową i miałam okazję trochę się od niej nauczyć. Okazało się, że w Łodzi, gdzie chciałam zdawać na projektowanie tkanin, i na ASP we Wrocławiu, gdzie jest Wydział Szkła, egzaminy odbywały się w tym samym terminie. Musiałam wybrać. Czułam się bezpieczniej, jadąc na egzamin do Wrocławia, miałam już jakieś doświadczenie i wiedziałam, że mam większe szanse tam się dostać. I chociaż było wtedy kilka osób na miejsce – dostałam się.

Jak wspominasz te studia?

Na pierwszym i drugim roku trochę się nudziłam, bo w zasadzie program był ten sam co w liceum. Czyli uczyłam się technologii i techniki związanych z obróbką szkła na zimno – wtedy we Wrocławiu nie było jeszcze huty szkła, obecnie jest już studio z piecem donicowym. Tak więc na początku jedynie szlifowałam swoje umiejętności, także w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo szlifowanie szkła było jednym z zadań. Mieliśmy ku temu świetne zaplecze warsztatowe.

Na drugim roku zdecydowałam się wyjechać na wymianę studencką do Czech, potem do Bratysławy. Chciałam zmienić miejsce, złapać oddech i poznać coś nowego.

Co zyskałaś podczas tych wyjazdów?

Chodziłam na zajęcia, ale wykorzystywałam ten czas także na rozwój innych zainteresowań – biżuterią i tkaniną. Dużo zyskałam, bo faktycznie odczułam inne podejście dydaktyczne. Na zajęciach było więcej swobody i miejsca na eksperyment. W Polsce wszystko odbywało się w ramach ustalonego czasu zajęć. Na czeskiej i słowackiej uczelni mogliśmy sami korzystać z pracowni i co za tym idzie – sami musieliśmy wszystkiego dopilnować. Wymagało to od studentów większej odpowiedzialności i zaangażowania. To było dla mnie coś zupełnie nowego, szczególnie na Słowacji, i dużo mnie nauczyło. Właśnie tam po raz pierwszy pojechałam do huty szkła i miałam okazję zrobić coś wspólnie z rzemieślnikami.

Praca ze szkłem na gorąco okazała się Twoją drogą?

Zdecydowanie. Kiedy wróciłam do Wrocławia, akurat zaczynały się obowiązkowe praktyki zawodowe. Wybrałam więc hutę szkła i tak się zaczęła moja przygoda ze szkłem na gorąco. Miałam wtedy 24 lata i ta pasja została mi do dzisiaj.

W tym roku wzięłaś udział w wystawie „1000 Vases” w Mediolanie – to trampolina dla wielu projektantów.

Po pandemii poczułam potrzebę, żeby trochę bardziej wyjść ze swoimi projektami w świat. Mediolan jest ku temu dobrym miejscem, aczkolwiek podczas Design Week jest tam taki ogrom wystaw, że nie sposób wszystkiego zobaczyć. Na tegorocznej edycji wystawy „1000 Vases” znalazły się głównie prace ceramiczne, porcelanowe – byłam jedną z trzech osób, które przyjechały ze szkłem. Dzięki temu mój wazon wybijał się, był widoczny. Sama idea, że każdy projektant przygotowuje obiekt o tej samej funkcji, ale interpretuje ją inaczej, przez pryzmat swojego patrzenia na materiał, jest bardzo interesująca. W tym roku hasłem przewodnim było „Into the Blue”, więc pracowaliśmy z kolorem niebieskim. W tej ogromnej różnorodności prac ciekawie było zobaczyć siebie w kontekście innych pomysłów. Mediolan dał mi zastrzyk energii.

Ciekawa jestem, czy twórcom zdarza się z premedytacją projektować coś tak, aby się wyróżnić, z myślą o konkretnej wystawie.

Podczas tej wystawy były ograniczenia, także jeśli chodzi o gabaryty. Mieliśmy podaną maksymalną wysokość i średnicę, więc to jest z założenia pewna unifikacja. Nie chodzi o autopromocję, tylko autoekspresję. W tej różnorodności każdy ma tę samą przestrzeń na swój unikalny głos. Ja absolutnie nie jestem osobą, która mogłaby zrobić coś na siłę, pod wystawę. Zazwyczaj nie patrzę na to, co jest w trendzie. Mody zupełnie mnie nie interesują. Pracuję konsekwentnie w zgodzie ze sobą, w oparciu o aktualne doświadczenia. Co innego, jeśli jestem do współtworzenia projektu czy wystawy zaproszona, a temat, nad którym trzeba się pochylić, jest mi bliski. Wtedy angażuję się w realizację na podstawie briefu lub w nawiązaniu do określonego zagadnienia.

Piękna, transparentna, błękitna waza Flow, z którą pojechałaś do Mediolanu, jest elementem większej kolekcji – The Inner Power. Na czym polega jej koncepcja?

Pomysł jest bardzo osobisty, zrodził się w pandemii, podczas której każdemu z nas i wielu twórcom było trudno. Każdy szukał sposobu, aby się osadzić. Potrzebowaliśmy rytuałów, które sprawią, że mimo trudów i niepewności będzie można się poczuć dobrze i bezpiecznie. Dużo czasu spędzam w naturze, uwielbiam być blisko niej i moje projekty często są właśnie o tym.

Poprzez tę kolekcję chcę opowiedzieć, jak wiele możemy z natury „wziąć” dla siebie. Zrobiłam to metaforycznie, symbolicznie, bo tak naprawdę same obiekty są po prostu naczyniami, można jednak umiejscowić je w głębszym kontekście. Powstają w technice, w której pracuję już od kilku lat.

Na początku tworzyłam ze szkła bezbarwnego, teraz otwieram się na kolor, który ma dla mnie znaczenie emocjonalne. Poprzez kolor odwołuję się do uczuć. Poszczególne barwy przypisuję do tych jakości z natury, w których odnajduję przesłanie. Do tej pory powstały trzy edycje: Flow, Sun i Ground. Kolekcja jest otwarta i być może pojawią się jej kolejne odsłony.Agnieszka Bar

Co oznacza dla Ciebie The Inner Power?

Bycie w kontakcie. Odkrywanie i pielęgnowanie wewnętrznej mocy. Nieustanną praktykę. Dostrzegając zasoby natury, możemy odkryć też nasze wewnętrzne zasoby. Jesteśmy mikroświatem połączonym z otaczającym nas makroświatem – to jest system naczyń połączonych. W edycji Sun inspiruję się światłem słonecznym, a połyskujące żółtymi blikami szklane obiekty mają rozświetlać przestrzeń i przypominać o tym, że nasze wewnętrzne centrum energetyczne potrzebuje, by o nie zadbać. Złapałam z tym kontakt, praktykując metodę Calligraphy Health System, w której jednym z filarów jest serwisowanie wewnętrznych narządów poprzez świadomy ruch, co przekłada się na wzrost poziomu wewnętrznej energii.

Z kolei Flow dotyczy energii wody?

Wody i rzeki, która płynie i się zmienia. W obliczu pandemii, wojny, strat i zdarzeń, na które nie mamy bezpośredniego wpływu, istotna jest aktywna akceptacja, że się pojawiły. Flow jest o elastyczności wobec sytuacji, które napotykamy. Obiekty szklane w błękitnoszarej barwie odzwierciedlają rzeczny nurt, są miękkie w kształcie i niesymetryczne. Zapraszam do obcowania z nimi, do kontemplacji ich formy, gdy tylko czujemy, że utknęliśmy, że coś nas zablokowało mentalnie. Ostatnio zaangażowałam się w stowarzyszenie na rzecz ochrony rzek w Polsce, głównie Odry – tworzymy teraz projekt edukacyjny o rzekach skierowany do najmłodszych.
Trzecia odsłona The Inner Power to Ground – mówi o uziemieniu. Dosłownym kontakcie naszego ciała, bosych stóp czy pupy, z glebą. Taka bezpośrednia bliskość z matką ziemią może wyzwolić w nas troskę o nią, o siebie i o innych. Moje doświadczenie strat zaprowadziło mnie do gleby właśnie, najbardziej życiodajnej i obfitej jakości, jaką mamy na wyciągnięcie stopy.

Pomysł na kolekcję powstał na kanwie moich wewnętrznych przeżyć, natomiast tworzę te obiekty z intencją, aby wspierały nas w doświadczaniu życia i inspirowały. Szklane, transparentne przedmioty z łatwością wpisują się w różnorodne przestrzenie.

Czy sądzisz, że poprzez obiekty artystyczne łatwiej przekazać swoje uczucia i emocje niż poprzez opowiadanie o nich?

Tak, czasem łatwiej mi w ten sposób się wyrazić. Mam wrażenie, że długoletnią praktyką ze szklaną materią uczyniłam z niej swój język. Nie chcę ograniczać swojej ekspresji do jednego materiału, ja po prostu mówię przez obiekty. Czasem trudno mi ująć w słowa rzeczy, które wypowiedziane osuwają się w stronę banału. Do tego potrzebna jest poezja.

Agnieszka Bar

Być może dlatego coraz chętniej projektanci tworzą unikatowe przedmioty na styku sztuki i designu, a w rzemieślniczych obiektach lubimy odnajdować ślad dotyku rąk ich twórcy. Kim Ty czujesz się bardziej: projektantką czy artystką?

Przez lata miałam kłopot, aby się określić pomiędzy sztuką, designem i nowym rzemiosłem, dlatego że w mojej praktyce one się przenikają. Zdecydowałam, że wszystkie moje kolekcje autorskie powstają ręcznie. Lubimy przedmioty, którym twórca poświęcił czas, tak jak w rozmowie. Czuję się bardziej projektantką, bo proces, w którym dochodzę do swoich rozwiązań, nie polega tylko na wyrażaniu siebie.

Szukam sposobów, by dotrzeć do ludzkich wnętrz za pomocą gadających przedmiotów. Lubię, gdy przedmioty działają funkcjonalnie, natomiast czuję spełnienie, gdy poruszają na głębszym poziomie i ludzie wchodzą z nimi w relację.

Jak na co dzień wygląda Twoje życie zawodowe?

Nie mam swojej pracowni, ponieważ zdecydowałam się nie ograniczać do wybranej techniki. We własnej pracowni mogłabym pracować ze szkłem w sposób, który mnie zupełnie nie kręci. W dużym uproszczeniu byłby to proces, w którym wkładam coś do pieca, tak jak wkładamy ciasto do piekarnika, czekam, aż się zrobi, wyjmuję i koniec. W hucie mogę ze szkłem pracować, kiedy jest gorące, plastyczne, żywe. Wybrałam więc bycie nomadką w tym aspekcie. W zależności od projektu jadę do huty, która dysponuje odpowiednią technologią, bo każda ma własną „recepturę na szkło”. Czasem decydujący jest dla mnie wybór konkretnego rzemieślnika, który posiada umiejętności adekwatne do potrzeb danego projektu. Rozwijające jest to, że mogę wybierać i realizować przeróżne projekty w wielu technikach.

Taki „nomadyczny” system pracy jest chyba bardzo wymagający?

Tak, to prawda. Wymaga sporej elastyczności. Nie jest łatwo wstrzelić się z terminami pomiędzy produkcję przemysłową – huty mają najczęściej napięty harmonogram. Duże zakłady funkcjonują na czas, bywa, że jest to praca na akord. Wtedy każda zmiana asortymentu oznacza dodatkowy czas przygotowań. To oczywiście jeden z wielu wątków, z jakimi spotykam się w dużych zakładach. Sposób, w jaki funkcjonują, i złożoność tego procesu potrafią skutecznie odstraszyć od podejmowania wysiłków. Ja się do tego przyzwyczaiłam, działam tak, od kiedy skończyłam studia. Na szczęście powstało kilka małych studiów szklarskich, które są bardziej dostępnym i sensownym wyborem przy pracy z małymi seriami czy unikatowymi obiektami. Oprócz swoich autorskich przedmiotów oferuję też usługi projektowania szkła dla innych marek. Dzięki temu, że mam kontakty w różnych hutach i znam specyfikę różnych rodzajów szkła, mogę sobie tym żonglować, proponować konkretne rozwiązania poparte doświadczeniem.

Jak jesteś przyjmowana przez hutniczych majstrów?

Staram się dogadać i nigdy nie przyjmuję postawy, że wiem coś lepiej. Bardzo cenię doświadczenie rzemieślników. Poznając zespół hutniczy, który zwykle składa się z trzech, czterech fachowców, przede wszystkim muszę się rozeznać, jakie mają umiejętności. Na początku robimy próby, nieraz niezwiązane nawet z moim szkicem, a ja obserwuję, jaki kto ma potencjał i jak ze sobą współpracują. Zdarza mi się ingerować w przyjętą w danym zespole hierarchię, oczywiście za zgodą kierownika produkcji lub osoby decyzyjnej. Jak byłam młodsza, spotykałam się z różnymi ironicznymi zachowaniami – typu: „Co tym razem artystka wymyśliła?” albo „Tego się nie da zrobić”. Teraz częściej spotykam się z podejściem: „W końcu jakaś odmiana w pracy”. Oczywiście inaczej wygląda sytuacja, gdy pracuję sama z jednym rzemieślnikiem lub gdy jest to małe studio szklarskie. Wtedy punkt wyjścia jest neutralny, bez uprzedzeń czy ocen.

Jakie masz plany?

Ten rok określiłabym hasłem „porządki”. W dwóch poprzednich latach dałam sobie czas na regenerację po trudnych doświadczeniach zdrowotnych. Zyskałam dystans do swojego działania i teraz wiem, co chcę zmienić w swojej marce. Zamierzam odświeżyć ofertę i wyjść do zagranicznych galerii. Pracując przez 12 lat na uczelni, miałam misję edukacyjną. Dziś czuję, że ją wypełniłam, i teraz określam ją na nowo. Nadal czasem myślę o pracy projektantki przy hucie szkła, gdzie mogłabym prowadzić laboratorium i prace rozwojowe, natomiast na ten moment nie widzę w Polsce takiej możliwości.

Agnieszka Bar

Artystka i projektantka Agnieszka Bar

Urodziła się w 1982 roku w Sudetach, w regionie o bogatych tradycjach szklarskich. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, gdzie obroniła dyplom na kierunku wzornictwo: projektowanie szkła (2007). Studiowała także sztuki użytkowe na Academy of Fine Arts and Design w Bratysławie (2006) oraz w Technic University w Libercu (2004). Tworzy markę osobistą, projektując krótkie serie naczyń oraz unikatowe obiekty. Jej sensualne i nowatorskie realizacje w szkle użytkowym odnoszą się do natury i zapraszają do refleksji. Realizuje projekty eksperymentalne w kooperacji z rzemieślnikami i ośrodkami szklarskimi w Polsce i za granicą. Jest współtwórczynią Grupy Projektowej Wzorowo (2009–2014), w której ramach prowadziła działania projektowe w obszarze szkła i ceramiki, a także projekty artystyczne i edukacyjne. Odpowiadała też za projekty badawcze i edukacyjne w Katedrze Szkła na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz realizowała z prof. Kazimierzem Pawlakiem autorski program edukacyjny Pracowni Projektowania Szkła Użytkowego (2011–2021). Artystka i projektantka Agnieszka Bar jest stypendystką Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dla młodego wybitnego naukowca oraz laureatką Mazda Design Award 2019. Została nagrodzona tytułem Dobry Wzór i była kilkakrotnie nominowana w plebiscycie najlepszych polskich produktów Must Have. Jej prace stanowią część kolekcji sztuki i wzornictwa m.in. Muzeum Narodowego w Krakowie, hoteli Puro w Łodzi i Krakowie, Muzeum Narodowego we Wrocławiu oraz Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Twórcze interwały

Twórcze interwały

Amsterdam | 30 czerwca 2023

Projektantka i artystka Aleksandra Zawistowska opowiada nam o nomadycznym życiu