Przy spokojnej uliczce otoczonej zielenią, w kamienicy z 1935 roku powstało wnętrze, które najlepiej opisuje słowo „kompromis”. Ale nie ten wymuszony, a twórczy – taki, z którego rodzą się najciekawsze efekty.
100-metrowe mieszkanie na Żoliborzu zostało zaaranżowane z myślą o codzienności trzyosobowej rodziny z psem. Nie było to zadanie łatwe – na końcowy efekt składa się połączenie dwóch sąsiadujących lokali i wielu punktów widzenia – bo każdy z domowników miał na tę przestrzeń własny pomysł.
Konrad – urodzony i wychowany na Żoliborzu, lokalny aktywista, nie wyobrażał sobie życia poza tą dzielnicą. Kasia, prawniczka z Mokotowa, odnalazła tu rytm i spokój. Gdy do współpracy zaprosili architektkę Monikę Michałowską, ich córka Róża miała zaledwie trzy tygodnie.
– Konrad zadzwonił do mnie w majówkę. To był impuls – szukali kogoś, kto umiejętnie wyważy jego zamiłowanie do koloru i i pewnej formy wnętrzarskiego maksymalizmu, z elegancją i umiarem, które preferowała Kasia – wspomina projektantka.
Początek był bardzo metodyczny – każde z nich przygotowało własny moodboard. Kontrast był widoczny od razu. On: kolor, ekspresja, eklektyzm. Ona: oszczędność środków, subtelne tonacje, klasyka.
– Demokratycznie szukali wspólnego języka. Konrad zgodził się na ciemne wybarwienie drewna, jeśli Kasia zaakceptuje kolorowe krzesła w jadalni. Tak wyglądały nasze rozmowy – a ja byłam tym trzecim głosem, arbitrem, ale i projektowym kompanem – opowiada Monika.
Budynek, w którym mieści się mieszkanie, to klasyczny przykład żoliborskiego funkcjonalizmu – dwupiętrowa kamienica z dużymi oknami i balkonami.
W salonie spotykają się meble marek HAY, USM Haller i Innovation Living z vintage’owymi znaleziskami. Gobelin od sąsiadki, biurko z szerokiego parapetu z widokiem na stare drzewa czy DJ-ski kącik z obrazem Michała Żytniaka – stylistyczna rozpiętość a jednocześnie dopasowanie tej kompozycji najlepiej oddaje to, jak różne temperamenty właścicieli odnajdują tu domowy spokój.
W kuchni centrum życia wyznacza stół Audo Copenhagen otoczony żółtymi krzesłami Ton. Ciepły fornir dębowy zestawiono z chłodną stalą, a nad stołem zawisły lampy Gubi z 1968 roku. Na jednej ze ścian znalazła się galeria plakatów i zdjęć, które przywędrowały z poprzedniego mieszkania.
Sypialnia łączy stonowaną bazę z lżejszymi akcentami: łóżkiem z ciemnego drewna, szafkami USM Haller, zasłonami Marimekko i lustrami Hay Arcs. W korytarzu wnęka po dawnych drzwiach stała się początkiem biblioteki z ciemnego drewna, prowadzącej do bordowych drzwi łazienki.
Łazienka przywołuje ducha modernizmu – błyszczące kwadraty płytek zestawiono z bordowo-kremową szachownicą i kamiennym blatem Rosso Lepanto. Z kolei pokój Róży to subtelna scenografia z nutą retro: kratka tapety, roleta jak teatralna kurtyna i lampa przypominająca cyrkowy namiot.
To mieszkanie na Żoliborzu dokładnie takie jest. Łączy w sobie energię miasta i spokój zielonej enklawy, jest domem dla rodziny i jednocześnie przestrzenią, która subtelnie dojrzewa razem z nimi.