Kaniewski: Jestem jak drwal

Skromny, pełen pasji, nieustannie rzuca anegdotami, a jest ich wiele! Janusz Kaniewski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich projektantów. W jego portfolio można znaleźć samochody, przedmioty codziennego użytku, stacje benzynowe, a nawet buty narciarskie. Spotykamy się przy okazji premiery jego książki ”Design”, prezentującej historię najciekawszych realizacji oraz tajniki warsztatu pracy.

Skąd pomysł na książkę? Czy to nie za wcześnie na podsumowanie?
Skromny, pełen pasji, nieustannie rzuca anegdotami, a jest ich wiele! Janusz Kaniewski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich projektantów. W jego portfolio można znaleźć samochody, przedmioty codziennego użytku, stacje benzynowe, a nawet buty narciarskie. Spotykamy się przy okazji premiery jego książki ”Design”, prezentującej historię najciekawszych realizacji oraz tajniki warsztatu pracy.

Skąd pomysł na książkę? Czy to nie za wcześnie na podsumowanie?
– To jest bardzo dobry czas. Jak miałem 12 lat wymyśliłem sobie, że chcę być projektantem samochodów. Postanowiłem, że będę pracować dla najlepszych. Udało się. Potem wymyśliłem, że założę własną pracownię, by później z niej odejść i zająć się tylko malowaniem, pisaniem i robieniem muzyki. Teraz właśnie do tego dążę.

Chce pan zostawić projektowanie?
– Będę projektował, ale w inny sposób. Nie będę już prowadził pracowni. Szalenie konsekwentnie realizuję ten plan, wszystko mam rozpisane na lata. Tak było od początku. Poszedłem do liceum z językami po to, żeby wyjechać za granicę. Przed wyjazdem dostałem się na architekturę, żeby nauczyć się rysować i żeby móc pracować. Skończyłem studia projektowania samochodów w Turynie, pracowałem w Pininfarinie. Dokładnie tak jak sobie założyłem mając 12 lat. Gdy miałem trzydzieści kilka lat wróciłem z powrotem do Polski i teraz mój następny cel jest taki: jak skończę 40 lat, to chcę mieć uporządkowaną firmę projektującą, tak żebym mógł zostawić organizowanie i wszystko, co mi ciąży, bo nie jestem biznesmenem. 30 marca kończę 40 lat. Ta wystawa to jest prapremiera do wystawy, którą zrobię w urodziny. Do tego czasu pracownia musi działać. Dlatego napisałem książkę, która opowie całą tę historię i zrobiłem wystawę o procesie projektowania.

Jest pan zadowolony z decyzji o przeniesieniu się do Polski i założeniu pracowni?
– Teraz chcę już iść dalej. Przeniosłem się tu z Zachodu, bo tyle było do zrobienia, a teraz widzę nowe cele. W tej chwili pracuję nad projektem sieci stacji benzynowych na Ukrainie – tam to dopiero jest do zrobienia! Jestem jak drwal, widzę las i tyle roboty jeszcze przede mną.

Mówi pan, że będzie zajmował się muzyką…
– Mam drewniane ucho, ale lubię grać na fortepianie. Jak siedzę, rysuję i brakuje mi dźwięku to siadam do fortepianu i te dźwięki sam sobie dodaję.

Długo pracował pan nad książką?
– Pół roku pisałem, przez drugie pół zbieraliśmy ilustracje, co wcale nie było proste – firmy nie chcą pokazywać rysunków roboczych, tylko gotowy produkt, bo pokazywanie alternatywnych wersji może spowodować, że ktoś powie – a jednak mogło być ładniej.

To może zaszkodzić wizerunkowi.
– Firmy nie chcą też, żeby osoba projektanta odwracała uwagę od produktu. To jest szczególnie ciężkie w przypadku firm samochodowych. Serce mi się kraje, bo nie mogę pokazać żadnych samochodów, które projektowałem.

Lubi pan to, co robi?
– Projektant to jest bardzo piękny zawód. Wymyślanie wszystkiego od początku i życie w przyszłości. Wszystkie rzeczy, które teraz robię wyobrażam sobie jak będą wyglądały w kontekście 2015, 2016 roku. Ja żyję w przyszłości. I kocham to, co robię. Bardzo się w to angażuję.

Czy nie żałuje pan którejś ze swoich decyzji?
– Jak się któraś nie sprawdzi to znaczy, że pora umierać. Na razie wszystko się udało.

Zadedykował pan książkę swojemu stażyście. To dosyć zaskakujące. Kim jest Mateusz Przystał?
– To jest chłopak, który mając 16 lat przyjeżdżał z Białegostoku na wszystkie moje wykłady i wystawy. Za każdym razem pokazywał swoje portfolio, pytał o opinię. Ja coś tam mu podpowiadałem, potem znów widzieliśmy się za pół roku, czy za kilka miesięcy i widziałem, że on coś wyciąga z tych lekcji. Po jakimś czasie zaproponowałem mu żeby coś dla mnie zilustrował i on sobie z tym świetnie poradził. Szesnastolatek zrobił na czas, starannie, profesjonalnie. Poprosiłem go, żeby coś poprawił i następnym razem był znowu lepszy. Więc dałem mu coś do robienia i znów zrobił to jeszcze lepiej. Teraz po dwóch latach robi świetne ilustracje. Mam wrażenie, że wykształciłem naprawdę dobrego projektanta. Chłopak robi to, o co go poproszę, jest punktualny i staranny. Fenomen. Teraz ma 18 lat, doradzam mu gdzie ma iść na studia, co dalej. Nie daruję jak ktoś mi go ukradnie. To jest mój własny, wykształcony, ukształtowany czeladnik. Determinacja, staranność, talent, wszystko na miejscu. Gdyby nic już mi się nie udało, to wiem, że wykształciłem jednego dobrego projektanta. Po to warto takie rzeczy robić.

Rozmawiała: ELIZA ZIEMIŃSKA

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Projekt spod strzechy

Projekt spod strzechy

Szczecin | 24 sierpnia 2023

Apartamenty w gospodarstwie agroturystycznym od studia Loft Kolasiński

Krajobraz domowy

Krajobraz domowy

Paryż | 15 lutego 2023

Francuski projektant nawiązuje dialog między naturą, a domowym wnętrzem

Norwegia? Obecna!

Norwegia? Obecna!

Oslo | 27 grudnia 2022

Nowa definicja skandynawskiego designu od Kråkvik & D’Orazio

Co nowego w designie, architekturze i sztuce? Polecamy najciekawsze listopadowe wydarzenia

Chodźcie z nami!

Warszawa | 31 października 2020

Polecamy najciekawsze listopadowe wydarzenia