Na wspólnym

Kaja Ałaszkiewicz i Domenicao Russo mówią, że najpierw połączyło ich uczucie. Z czasem również zawodowa pasja: Nudo Design. Od czasu, gdy zamieszkali w Polsce, są nierozłączni. Wszystko robią razem. Pracują, gotują, rzadziej – odpoczywają. Może oprócz pielęgnowania roślin doniczkowych, do których on – jak twierdzi – nie ma ręki. A jest ich cały gąszcz! Kłócą się i dyskutują w trzech językach.

Siedzimy w salonie połączonym z kuchnią. Kaja Ałaszkiewicz i Domenico Russo mieszają się w naszej rozmowie polski, włoski i angielski. Jedna ściana jest cała przeszklona. Jedyne meble to ich własne, łącznie z tym pierwszym – Tondo. Okrągłym, małym stołkiem. Ich sylwetki – oboje są wysocy, szczupli, ubrani na ciemno – tym wyraziściej odbijają się na tym minimalistycznym tle.

Znakiem rozpoznawczym projektów mebli polsko-włoskiego duetu jest minimalizm, a inspiracją – ludzkie ciało, z jego liniami, łukami i wygięciami. Każda kolejna kolekcja wyróżnia się nawiązaniem do niego. Na przykład Tondo – ukośnym cięciem blatu, a Onda – pofalowanymi wgłębieniami. Meble Nudo Design są proste, wykończone do perfekcji.

To przyjemne dla oka i miłe w dotyku znaki w przestrzeni. Bliskie rzemieślniczemu podejściu, dalekie od masowej, przemysłowej produkcji. Stoi za nimi upodobanie do naturalnych materiałów i ręcznej pracy oraz… miłość.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Kaję i Domenica najpierw połączyło uczucie, a z czasem również – zawodowa pasja. Właściwie od początku można było przypuszczać, że tak się stanie. Były przesłanki. W jej zamiłowaniu do mody, estetyki i potrzebie pracy ręcznej. W jego genach i fascynacji drewnem. Droga do momentu, w którym nakreślili na kawiarnianej serwetce ideę marki Nudo Design, nie była szczególnie kręta. Byli wtedy w Londynie i oboje czuli, że są na to gotowi. Bogaci w doświadczenia i zdeterminowani, by pójść na swoje. Na wspólne.

Jedno spojrzenie

Kaja Ałaszkiewicz urodziła się w 1989 roku w Warszawie. Jej rodzina od pokoleń mieszkała gdzieś w województwie mazowieckim, by w końcu osiąść w stolicy.

– Dużo się przeprowadzaliśmy – wspomina. – I dużo podróżowaliśmy. Moi rodzice są pasjonatami. Zawsze też przywożą z tych wyjazdów mnóstwo pamiątek i te nasze mieszkania pełne były rozmaitych bibelotów – dodaje.

Tatę, prowadzącego firmę produkującą opakowania, od zawsze ciągnęło głównie do Włoch. Zaraził Kaję odkrywaniem nowych smaków. Jeździli często, całą rodziną. Po słońce, po przepiękne krajobrazy, spacery po krętych uliczkach i te pamiątki. Mama z kolei interesowała się modą i Kaja przejęła to po niej.

– Tylko że ja poszłam w innym kierunku. Właściwie zawsze lubiłam prostotę, minimalizm i stonowaną kolorystykę. Chciałam też zostać projektantką wnętrz. W ten sposób przełożyć te swoje potrzeby estetyczne na pracę zawodową.

W liceum postanowiła zdawać na ASP. Wzięła lekcje rysunku. Doszła jednak do wniosku, że zdolności artystyczne nie podążają za jej wyobraźnią. Zdecydowała się realizować na studiach inną pasję, tę dzieloną z rodzicami. Poszła na italianistykę. W 2011 roku, na trzecim roku licencjatu, pojechała w ramach Erasmusa na D’Annunzio University of Chieti w Pescarze.

Kaja Ałaszkiewicz i Domenico Russo opowiadają o wspólnej pasji

Domenico Russo urodził się rok wcześniej w Cerignoli, niewielkim mieście położonym w południowych Włoszech, w Apulii. – To region słynący z uprawy oliwek i winogron. I tym zajmowali się również moi przodkowie od strony ojca. I mój ojciec też – mówi Domenico. – Mama z kolei była i nadal jest krawcową. Ma swoją pracownię w domu i od dziecka pamiętam, jak przychodzili do niej klienci. Szyła praktycznie wszystko. Ubrania damskie, męskie i dla dzieci. Natomiast dziadek od strony mamy zajmował się renowacją antycznych mebli.

Domenico był kilkuletnim chłopcem, gdy zafascynowany obserwował dziadka w jego warsztacie, zapewne pachnącym farbami, lakierami i drewnem. – Pociągało mnie to, co robił, jednak zmarł zbyt wcześnie, żebym mógł się od niego czegoś nauczyć. – Domenico nie zamierzał zostać w rodzinnej miejscowości. Interesowały go zajęcia kreatywne, tworzenie, budowanie, dlatego zdecydował się studiować architekturę. Tak się złożyło, że na D’Annunzio University of Chieti w Pescarze. Poznali się wczesnym latem, kiedy Kaja już prawie kończyła swojego rocznego Erasmusa.

– Pamiętam, że był piękny, ciepły wieczór – wspomina Domenico. – Przyjaciele namawiali mnie, żebyśmy poszli na imprezę na plaży. Nie bardzo miałem na to ochotę, ale w końcu dałem się namówić. W pewnym momencie jedna z moich przyjaciółek oddaliła się na chwilę, ale długo nie wracała. Postanowiłem jej poszukać. Powoli przeciskałem się przez tłum ludzi, kiedy nagle poczułem, że coś – jakby kurtka lub marynarka – zsuwa się po moich plecach. Schyliłem się odruchowo, żeby ją złapać, wstałem i spojrzałem w oczy jej właścicielki. To była Kaja. I to jedno spojrzenie wystarczyło.

Anti-Poland

Po niecałym miesiącu Kaja musiała wracać do Polski zdawać egzamin licencjacki. – Potem postanowiłam kontynuować studia we Włoszech. Miałam podwójną motywację. Był Domenico, a ja chciałam też biegle mówić po włosku. Wylądowałam w Perugii. Trzy godziny drogi od Pescary.

W międzyczasie Domenico odwiedził Kaję w Warszawie. I zakochał się w mieście. W jego modernistycznej architekturze i tym, że jest tu tyle zieleni. Włoskie miasta są dużo bardziej zabudowane, mało jest miejsca na zieleń.

– We Włoszech panuje przekonanie, że Polska jest strasznie zimnym krajem. Mama, kiedy miałem wyjechać, kupiła mi puchową kurtkę, nazywając ją „anti-Poland”. A to był koniec sierpnia! Nieźle się wtedy napociłem – śmieje się. – Tam, gdzie mieszkam, faktycznie nie ma wiele drzew, tylko te plantacje. A miasta to niemal same budynki, natomiast Warszawa w sierpniu cała jeszcze kwitnie.

Zachwycił się też architekturą Złotych Tarasów, ich falującym szklanym dachem. Właśnie o tej strukturze pisał swoją pracę magisterską. Wtedy jeszcze przez myśl mu nie przeszło, że tu wróci. Tymczasem przez kolejne dwa lata Kaja i Domenico spotykali się co drugi weekend, uczyli i myśleli, co dalej robić.

Domenico chciał się zaczepić w Londynie, w pracowni architektonicznej. Nauczyć się języka angielskiego, który wówczas we włoskich szkołach wykładany był na niskim poziomie. Nawet pojawiła się okazja, kiedy jeden z jego nauczycieli zaproponował mu staż w londyńskiej pracowni.

– Wiedząc, co się kroi, postanowiłam zrobić mu niespodziankę – opowiada Kaja. – Załatwiłam sobie w ramach półrocznego Erasmusa staż w Londynie, w dziale public relations showroomu modowego. Tymczasem wykładowca Domenica wszystko odwołał.

Dojrzewanie w Londynie

Kaja Ałaszkiewicz i Domenico Russo postanowili jednak nie zmieniać planów. Zamieszkali razem w niewielkim mieszkanku. Ona zaczęła pracować w szalonym tempie eventów, spotkań, telefonów. On zaś został baristą.

– To świetnie wpłynęło na moją znajomość angielskiego – wspomina Domenico. – Bez tego języka nawet nie miałem co startować do pracowni architektonicznych, a tu w ciągu pół roku byłem gotowy. I przygotowywałem swoje portfolio.

Dostał się na staż do włoskiej pracowni projektowania wnętrz w Londynie, gdzie pracowało międzynarodowe środowisko, więc podszkolił jeszcze swój angielski. Przekonał się przy tym, że projektowanie wnętrz ma wiele wspólnego z architekturą, i uznał, że jest to miejsce dla niego. Szczególnie że zawsze bardziej pociągała go strona kreatywna niż techniczna. Kaja po stażu otrzymała propozycję pracy w PR dla producenta alkoholi i postanowiła ją przyjąć. I znowu: spotkania, imprezy, telefony. Z czasem zaczęła odczuwać zmęczenie. Tempem pracy, ale i tym, że musiała promować produkty, do których nie miała przekonania.

– Ja właściwie nie piję alkoholu. Oboje rzadko to robimy. Czasem lampka wina, i to nam wystarcza. Na początku ta praca była dla mnie wartościowym doświadczeniem. Tyle spotkań. Musiałam się otworzyć na ludzi, z czym zawsze miałam problemy, i żyłam w takim szybkim tempie, które odpowiada młodym ludziom. Przyszedł jednak moment zmęczenia i przesytu, ale też poczucia, że nie robię nic kreatywnego.

W wolnych chwilach Kaja i Domenico zwiedzali Londyn. Wzdłuż i wszerz przemierzali rozległe miasto zafascynowani jego rytmem i architekturą. Podczas jednego ze spacerów po artystycznej dzielnicy Shoreditch uwagę Domenica przykuł sklep z meblami. – Podszedłem bliżej i zobaczyłem te wszystkie krzesła, stoły drewniane. I że ktoś tam z tyłu nad tym pracuje. Stanąłem jak wryty, bo zobaczyłem w tym siebie – śmieje się Domenico. – Odezwały się chyba geny, moje korzenie? Pomyślałem wtedy, że chcę pracować rękoma, że mam dosyć pracy na komputerze, bo w gruncie rzeczy do tego sprowadzało się moje obecne zajęcie, do projektowania w programach komputerowych. – Nie zastanawiając się długo, wrócił do tego warsztatu i zapytał o staż, a gdy kilka tygodni później właściciel szukał kogoś do pracy na stałe, zgłosił się i rzucił robotę w pracowni. Nie miał żadnych wątpliwości. Jakiś czas później oboje poczuli, że chcą i są gotowi zrobić coś razem i… zamieszkać w Polsce.

Małe jest piękne

Londyn jest za drogi, zwłaszcza jeśli chcemy otworzyć swój biznes. Potrzebujemy jakiegoś zaplecza, jakiegoś łagodnego startu. Włochy? Z pewnością nie możemy wrócić do mnie, tam nie ma do tego przestrzeni. Mediolan? Ale to będzie to samo co w Londynie. Duże, drogie miasto, które trzeba poznać i oswoić. To może Warszawa? Moja rodzina ma garaż blisko Nowego Dworu Mazowieckiego, tam moglibyśmy otworzyć warsztat. Co ty na to? OK! Tak musiały mniej więcej wyglądać rozmowy Kai i Domenica, kiedy zastanawiali się, co dalej i gdzie. Łatwiej było z wymyśleniem, co będą wspólnie robić, bo on już to wiedział, a ona też chciała się z tym zmierzyć.

– Zachwycało mnie, kiedy wracał umęczony z warsztatu, z pokaleczonymi rękami, i marudził, że nie może ruszać palcami, ale w jego oczach widziałam ogień. Też chciałam to poczuć – wspomina Kaja.

Nazwę wymyślili w londyńskiej kawiarni. Pewnie wtedy też dyskutowali w trzech językach. Kaja twierdzi, że to ona wpadła na tę nazwę, a Domenico – że on. Z tego, co opowiadali, wynikało, że w sumie oboje. Bo od początku miało być nago, czyli minimalistycznie, ale i zmysłowo. No i sama forma liter była ważna. Nudo (czyli „nago” po włosku) wychodzi temu naprzeciw. Dwie spółgłoski, dwie samogłoski, a w tym zawarta fascynacja prostotą, sensualnością i „włoskością”. Był rok 2018, czas powrotów dla Kai i czas nowych wyzwań dla Domenica.

I tak się zaczęło. Od małych rzeczy, bo sam garaż był mały. Śmieją się, jak o tym opowiadają. Garaż na półtora samochodu nie dawał możliwości pracy nad stołem czy zaawansowanym technologicznie krzesłem. Żyli też w małym mieszkaniu i to myślenie niewielkimi wymiarami trochę z nimi do dzisiaj pozostało.

Wszystkie ich meble są skalibrowane do niedużych przestrzeni. Są skromne, jakby nie chciały zabierać sobą zbyt wiele powietrza, za to sensualne. Przyciągają ciepłą barwą, naturalnym rysunkiem drewna, wyważonymi proporcjami i subtelnym szlifem. Powstał więc stołek Tondo i kilka biurowych akcesoriów z drewnianej sklejki. Kaja zakasała rękawy i mając doświadczenie z Londynu, wzięła się za budowanie marki i poszukiwanie kupców. Znalazła ich na Instagramie, nieduże butiki. Szybko jednak uruchomili stronę internetową i to ona dzisiaj w głównej mierze sprzedaje ich produkty. Marką Nudo Design zaczęli się interesować projektanci wnętrz, a po zdobyciu pierwszej nagrody, w 2019 roku na Łódź Design Festival, za serię Piano, dołączyli do tej grupy dziennikarze.

Kawa? Nie, dziękuję

Kaja od dawna odczuwała potrzebę pracy manualnej. Kiedy zaczęli projektować pierwsze przedmioty, szybko się okazało, że bez jej pomocy Domenico sam nie da rady. Z przyjemnością weszła w proces tworzenia i do dzisiaj jej rolą pozostał ostatni szlif. – Jestem osobą, która lubi mieć kontrolę – mówi Kaja. – Kiedy zaczynaliśmy, był oczywiście chaos. Ja liczyłam, że to wszystko w punktach rozpiszę i zrealizujemy nasze cele raz-dwa. Musiałam zejść na ziemię i dać nam więcej czasu, zrewidować swoje poglądy. Ale zaczęłam się realizować w tym olejowaniu drewna, finalnym dopieszczaniu produktu. Po prostu lubię zamykać proces. To pozwala mi odzyskać kontrolę nad chaosem.

Przez prawie pięć lat zaprojektowali i wyprodukowali kilka serii produktów. Najpierw te niewielkie, a kiedy znaleźli więcej przestrzeni, na warsztat poszły stoły, krzesła, komody i regały. Wszystkie bardzo w duchu Nudo.

Domenico marzy ostatnio o tym, by wejść w tekstylia. – Chcę nadać naszym meblom więcej koloru, robić sofy, fotele – mówi. Kaja raczej się przed tym wzbrania. Woli pozostać przy drewnie i eksperymentować z olejowaniem. Można uzyskać dzięki temu naprawdę ciekawe efekty. Domenico marzy jeszcze o maszynie CNC. Jej możliwości poznał w Londynie i chciałby produkować 20 krzeseł dziennie. – Na razie jednak jesteśmy just the two of us – śmieje się Kaja. – I z pewnością za dużo pracujemy. Coś z tym trzeba zrobić.

Na szczęście Domenico dobrze czuje się w Polsce. Właściwie, jak twierdzi Kaja, jest już bardziej Europejczykiem niż Włochem. Nie pije kawy, a ekspres moka kupili tylko po to, by był, kiedy przyjeżdżają jego rodzice. Nie znosi też włoskich upałów. – Nie jedź do Włoch w sierpniu! Nie da się wytrzymać – ostrzega mnie. A jednak coś w nim pozostało z Włocha. – Jak tylko w Londynie wychodziło słońce, zrywał się i wołał, że musimy iść na spacer! – wspomina Kaja. – I tu też. Ja jestem na to wychodzące czasem zza chmur słońce dość obojętna, a on od razu się podnosi – dodaje. Zimowe temperatury wcale mu jednak nie przeszkadzają. A kiedy tęskni za wodą czy przestrzenią, idą na taras Biblioteki Uniwersyteckiej. I jest dobrze.

Kaja Ałaszkiewicz i Domenico Russo opowiadają o wspólnej pasji

Kaja Ałaszkiewicz i Domenico Russo

Ona. Urodziła się w 1989 roku w Warszawie. Studiowała italianistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Podczas Erasmusa realizowanego na D’Annunzio University of Chieti w Pescarze poznała Domenica. Studia magisterskie odbyła w Perugii na kierunku reklama i komunikacja. Przez kilka lat mieszkała w Londynie, gdzie pracowała w branży public relations. Po powrocie do Polski w 2018 roku założyła wspólnie ze swoim partnerem markę Nudo Design. Odpowiada za ostatni szlif wykończeniowy mebli, marketing i wizerunek marki oraz pozyskiwanie kontrahentów. W wolnym czasie opiekuje się roślinami i piecze ciasta. Uwielbia uprawiać sport: pływać w morzu, jeździć konno i na snowboardzie.

On. Urodził się w 1988 roku we włoskim mieście Cerignoli w Apulii. Ukończył inżynierię na D’Annunzio University of Chieti w Pescarze. W Londynie przez rok pracował we włoskiej pracowni projektowania wnętrz. Szybko jednak odkrył, że chce tworzyć drewniane meble. Zatrudnił się w niewielkiej manufakturze położonej w dzielnicy Shoreditch. Po przyjeździe do Polski założył z Kają markę Nudo Design. Zajmuje się projektowaniem i produkcją mebli. Wieczorami gra na gitarze i pianinie. Miłośnik zielonej herbaty i jazdy na longboardzie.

Nudo Design. Polsko-włoska manufaktura drewnianych mebli i dodatków do nowoczesnych wnętrz stworzona przez Kaję i Domenica. Nudo po włosku oznacza „nago”. – Chcemy, aby nasze meble były jak nagie ciała, które dzięki dodatkom zyskują ubranie i indywidualny styl. Chcemy, aby każdy wykorzystywał nasze meble jako punkt wyjścia do dalszych interpretacji. Wierzymy, że konieczne jest tworzenie prostych produktów, które wprowadzą do wystroju wnętrz minimalistyczny i nowoczesny wygląd – przekonują twórcy. www.nudo.design

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Zmysłowe wzornictwo

Zmysłowe wzornictwo

Warszawa | 4 września 2018

Nudo design tworzy minimalistyczne meble i akcesoria wnętrz