Udało mi się nie zmienić

– Poprzez design można nie tylko manifestować postawy wobec zjawisk, życia, kultury, problemów świata, ale przede wszystkim doświadczać swojej sprawczości w kontekście społecznym – mówi w wywiadzie dla „Design Alive” Robert Majkut.

Pracownia Roberta Majkuta ma już 26 lat. Wiele jej projektów wyznaczyło standardy w projektowaniu przestrzeni użyteczności publicznej, i to nie tylko w Polsce. Biura, banki czy kina autorstwa Robert Majkut Design (RMD) znajdują się w Londynie, Pekinie, Moskwie, Niemczech – i łatwo je rozpoznać. Mają zawsze wyrazisty stempel rozmachu i wolności w myśleniu o przestrzeni. W rozmowie z „Design Alive” Robert Majkut mówi, że ma świadomość swojej roli jako projektanta, wyznaje, że wierzy w intuicję, i zdradza, w czym pozostał najbardziej konsekwentny od początku swojej kariery.

Spotykamy się w Kampusie Innowacji Cambridge Innovation Center. Robert ma tu status gościa VIP. Siadamy przy kawie w kameralnej sali z widokiem na ścisłe centrum Warszawy. Wspominamy, że dziesięć lat temu też przeprowadzałam z nim wywiad, jeszcze w dawnej siedzibie Robert Majkut Design przy Belwederskiej. Wtedy gorącym tematem był fortepian Whaletone, którego zjawiskowy kształt przyszedł do niego… we śnie. Od tego czasu dużo się zmieniło nie tylko w jego portfolio, ale także w narracji dotyczącej designu w ogóle. Dlatego rozmowę zaczynamy od kwestii, w jakim miejscu jest dziś projektowanie w Polsce. Zgadzamy się co do tego, że w porównaniu z poprzednią dekadą nikogo nie trzeba dziś przekonywać, że design powinien rozwiązywać problemy, zamiast być jedynie wystrojem. Powoli stało się także jasne, że jest on wręcz niezbędny dla prowadzenia skutecznego biznesu. Obecnie obserwujemy wyraźne przesunięcie w stronę sfery wartości. Za projektami stoi często rodzaj manifestu. Czy to jest właśnie symptomatyczne dla współczesnego sensownego projektowania?

– Cieszę się, że w ten sposób zaczynamy, bo od wielu miesięcy chodzę z niezgodą w sobie na popularną tezę, że design nie zmieni świata. I wiesz, myślę, że nasza dzisiejsza rozmowa pozwoli mi powiedzieć na głos, jak głęboko się z tym nie zgadzam – zaczyna Robert. Zapowiada się szczera rozmowa.

Myślę, że zorientowanie na wartości i silna świadomość swojej roli są rodzajem rewolucji, jaką przechodzą projektanci. Poprzez design można nie tylko manifestować postawy wobec zjawisk, życia, kultury, problemów świata, ale przede wszystkim doświadczać swojej sprawczości w kontekście społecznym. Opowiadając się za wartościami, jesteśmy w stanie je wzmacniać i kształtować, a nawet budować od podstaw. Poza zawodami kreatywnymi nie ma chyba innych, które pozwalają nie tylko opowiedzieć się za wartościami, ale też o nie walczyć.

To jest konfrontacja między skompromitowanym światem politycznego przywództwa a twórczą kreacją, która ma równie realny wpływ na to, jak świat jest ukształtowany. Te środowiska będą zawsze za wolnością, wyborem, swobodą wypowiedzi – bez tego nie istnieją. Będąc świadomym, dojrzałym twórcą, nie da się iść na kompromis.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Ty mówisz o takich bazowych, humanistycznych wartościach, ja myślałam bardziej o ekologii, inkluzywności i ludzkiej skali jako tematach, które stają się dziś punktem wyjścia dla projektanta.

Mówię o wartościach, bo żyjemy w czasach, kiedy zostały one brutalnie zakwestionowane. Musimy wrócić do najbardziej elementarnych spraw, aby w ogóle móc pójść dalej. To one przecież tworzą ekosystem, w którym można normalnie funkcjonować. Ja szerzej traktuję kreatywność, dla mnie nie kończy się ona na pragmatyczności rozwiązań w obszarze designu. Myślę, że jeżeli nie masz zapewnionego dobrego backgroundu do działania, to projekty więdną, stają się ostrożne, niewysublimowane, nie zadają fundamentalnych pytań z czystej koniunkturalnej ostrożności. Nie wszyscy mają taką konstrukcję psychiczną, zwłaszcza ludzie wrażliwi, aby być fighterami.

A o co Ty walczysz, na czym Ci najbardziej zależy?

Zależy mi, żeby projekt przede wszystkim był po coś. Żeby coś zmieniał, o czymś opowiadał i dobrze się sprawdzał – służył codziennym rytuałom, które się w nim odbywają. Można to oczywiście prościej powiedzieć – interesuje mnie funkcja, forma i jakość, sensowność działania.

Dla nas klient jest partnerem do rozmowy o tym, w jaki sposób, wykorzystując nasze kompetencje i jego wiedzę, jesteśmy w stanie razem wygenerować brief, który nas nakieruje w stronę, jakiej z początku nie znamy. To my, jako studio, jesteśmy siłą dmuchającą w ten wiatrak pchający nas do przodu. Klienci dostrzegają, jak głębokiego przełomu mogą dokonać w sobie, w swoich organizacjach i biurach, jak daleko mogą pójść, jeżeli się otworzą i odważą. Wtedy budzi się radosne podniecenie, że rzeczywiście robimy coś istotnego.

Co najbardziej lubisz w procesie projektowania i realizacji?

Najciekawszy moment przychodzi, kiedy w trakcie formowania podstaw projektu dajesz marce swobodę. W swojej przestrzeni może przecież zrobić wszystko. I co robi? Wiele marek i projektantów to paraliżuje. Bo poza prosprzedażą trzeba zbudować manifestację wartości. Zdefiniować się: kim jesteśmy, co mamy do powiedzenia klientom, co jest dla nas ważne? To jest wielkie uproszczenie, ale do tego sprowadza się dziś projektowanie.

Korzystacie z narzędzi design thinking? Pracujecie za pomocą warsztatów?

Oczywiście. Robimy bardzo głęboki research, warsztaty, czasami we współpracy z doradczymi firmami zewnętrznymi. Metod jest bardzo dużo. Właściwą siłę przykłada się zawsze do właściwej skali projektu. Jest to ciągłe poszukiwanie sensu. Zmiana dla zmiany czy jedynie odświeżenie wizerunku nie są niczym atrakcyjnym. Pociąga mnie rzeczywista transformacja funkcjonowania marki, jak chociażby poprawa jakości serwisu. W Polsce usługi rozciągnęły swoją skalę jakości – od bardzo wysublimowanych, kompleksowych i profesjonalnych po dno czeluści, w którym spotykamy się z takim rodzajem arogancji i bezmyślności, jakie są nie do pojęcia! To pokazuje, jak ważne jest, co zrobimy z tym obszarem. Projektowanie już dawno przestało być projektowaniem miejsc; dotyczy i składa się z wielu aspektów, a wśród nich jakość serwisu jest bardzo ważna.

Co jeszcze wchodzi w zakres współczesnego projektowania?

Warstwa sensoryczna. Kształtowanie samopoczucia poprzez całe spektrum doznań: zapachy, odczucie temperatury, światło, hałas, zapach mebli i asfaltu z ulicy. Włączając Skunk Anansie w spa, trudno się zrelaksować. Kontekst i kompleksowe dopasowanie do siebie wszystkich elementów przestrzeni miejsca to dla designera obszary równie ważne jak cała reszta. Jeśli jakiś składnik kuleje, całość staje się dysfunkcjonalna. Rozumiem to jako przejaw szacunku i zrozumienia, że człowiek jest istotą złożoną, głęboko odczuwającą.

Nagradzamy dobre wzorce

Jesteś specjalistą od przestrzeni publicznych, od lat projektujesz banki, sklepy, kina, coworkingi. Jak zmieniało się myślenie o takich przestrzeniach i ich funkcji?

Jesteśmy w momencie zmiany tego, czym były te miejsca do tej pory. Następuje głęboka redefinicja ich funkcjonowania. Retail kwestionuje potrzebę istnienia sklepów stacjonarnych, coraz mniej się sprzedaje w ten sposób. Większość obrotów przejmuje internet, sklepy projektuje się więc w zupełnie innym celu. Ważna jest już nie sprzedaż, tylko doświadczenie obcowania z marką, weryfikowanie swoich oczekiwań, ocena jakości produktu, odbiór zamówienia. Jest cała lista tych elementów, które nie są de facto transakcją zakupu. I co więcej, marki, które to dobrze rozumieją, wychodzą do przodu i kształtują ten obszar doświadczeń, jako wiodący aspekt bycia w przestrzeni publicznej.

Ty projektowałeś w tym duchu już w 2017 roku.

Tak, Concept Store Dr Irena Eris był jednym z pierwszych naszych projektów, w którym kwestionowaliśmy retail rozumiany w sensie klasycznym. Miała to być bardziej manifestacja kompleksowości marki niż miejsce sprzedaży. Klient może przyjść zobaczyć i przetestować produkty, obejrzeć prezentacje, zrobić sobie make-up, porozmawiać o tym, gdzie pojechać do firmowego salonu lub spa. Dojrzałość inwestorów pozwoliła pokazać, czym ta marka tak naprawdę jest. Będąc w takim miejscu, można doświadczać kontaktu z marką na bardzo wielu poziomach. Ona opowiada ci, kim jest, czy jest spasowana z tobą, czy przynależysz do tej grupy, na której potrzeby ona odpowiada. I tu wracamy do początku naszej rozmowy – niezwykle ważna jest wspólnota wartości. Ludzie identyfikują się z markami, które podzielają ich poglądy, odpowiadając na ich potrzeby.

Skąd pewność, że ludzie mają w ogóle jakieś poglądy?

Zobacz… Czym są ostatnie tragiczne miesiące, jak nie ocenianiem marek przez pryzmat ich ideowych postaw? Opowiadamy się za wartościami. Coś musi być głęboko ideowe, żeby było wartościowe. Poszukujemy wartości, które byłyby zakorzenione w naszej rzeczywistości, silnych, identyfikowalnych, klarownych i łatwych do zaabsorbowania. To wszystko nam wyszło w badaniach, kiedy robiliśmy projekt dla Alior Banku. W bankach mało kto robi dziś gotówkowe operacje bankowe. Teraz w banku spotykasz się z człowiekiem, żeby rozwiązywać problemy. Zorientowaliśmy się, że nie są już potrzebne kasy, nie trzeba budować systemu bezpieczeństwa, który kiedyś był obligatoryjny. Do banku przychodzi się porozmawiać, jak sfinansować jakieś przedsięwzięcie, jak pożyczyć pieniądze na jakiś cel. Jest to miejsce związane z pieniędzmi, w którym jednak pieniądza nie ma, wszystko jest zdigitalizowane. Co więcej, staje się on często miejscem edukacji ekonomicznej i technologicznej, pozwalającej usamodzielnić się np. osobom starszym lub niechętnym nowym technologiom. Nie tylko ich namówić do tego, ale także nauczyć, jak korzystać z nich w bezpieczny sposób. My nie zaprojektowaliśmy więc dla klienta nowego wizerunku, tylko nową jakość. Nowe rozwiązanie, które w rzeczywistości jedynie nadgania to, do czego rzeczywistość już doszła.

Leitmotivem tego projektu jest ekologia – to hasło, za którym często niewiele stoi. Jak było w tym przypadku?

Niezwykle trudno jest walczyć o proekologiczność projektów, wachlarz możliwości jest na razie dość ograniczony. Poza tym nigdy nie wiesz, czy masz do czynienia ze szczerą deklaracją marki, czy manipulacją, ale ważne są intencje i to, że przynajmniej deklaratywnie sięga się po lepsze rozwiązania. Nam udało się namówić Alior Bank, aby ekologia stała się istotnym elementem naszego projektu. Okazało się, że jest to ważne nie tylko dla pracowników, ale też klientów. To jest ten solidaryzm, który wynika ze wspólnej perspektywy. Być może dla wielu klientów nie jest to wartość, o którą będą aktywnie walczyć, ale bez wątpienia wzbudza to ich sympatię. Zastosowaliśmy materiały ekologiczne, ekologicznie produkowane kafelki, materiały z recyclingu, meble z materiałów z 95-procentowego odzysku, ekologiczne blaty biurek, szafki, panele akustyczne z filców robionych z butelek PET, nawet po kawę z ekoupraw oraz kubki z i do recyclingu.

Interwencja projektanta sięga aż tak daleko?

Jeśli mogę mieć wpływ i projektować całość przestrzeni, to z tego korzystam.

Projekt jest też wielopokoleniowy – przyjazny dla młodych i seniorów. Od początku miałem przeczucie, że to się nam uda. Staram się nie lekceważyć swojej intuicji, uważam ją za jeden z istotniejszych elementów mojego zawodu. Nie chodzi w nim jedynie o poprawne urządzenie przestrzeni, ale także umiejętność korzystania z intuicji. Wyostrzonej, czujnej, która odsunie rzeczy zbędne i niepasujące.

Projekt dla Alior Banku jest kwintesencją Waszego myślenia o rynku, nie tylko finansowym, ale też ogólnie retailowym, jednak niewiele wcześniej zaprojektowaliście dla tego samego klienta coworkingowe, zielone biuro RBL_START, także spektakularne, lecz tym razem mocno hi-techowe.

To jedna z najbardziej zaawansowanych technologicznie, choć tego zupełnie nie widać, przestrzeni do pracy w Warszawie. Gdy wchodzisz np. do sali, telekonferencja identyfikuje cię poprzez telefon, który masz w kieszeni, i włącza cię w rozmowę, automatycznie podpisując, kim jesteś. Równie dobrze możesz z tej sali wyjść i zabrać konferencję ze sobą, to się dzieje automatycznie. To tylko jeden z wielu patentów ułatwiających pracę w tym miejscu. RBL_START to wyodrębniona działalność i część Alior Banku skierowana do grupy innowatorów, start-upów i mikroprzedsiębiorstw działających w obszarze fintech.

At Barbara’s. Wnętrze pełne ekspresji

W swoim studiu rządzisz niepodzielnie, decydujesz autorytarnie o wszystkim?

Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało radykalnie i krwiożerczo, ale tak. Jestem osobą, która kształtuje projekty po większość detali. Bardzo lubię mieć wszystko dopracowane, nienawidzę zmian. Kiedy słyszę od klienta: „Robert, to jest fajne, ale…”, jestem od razu mocno zjeżony. Grzebanie w projekcie jest dla mnie trudno akceptowalne. Moją siłą jest to, że ja wiem. Jeśli komuś coś proponuję, to jestem do tego całkowicie przekonany i to nie jest wynik przypadkowych olśnień – sprawdzam, wariantuję, dochodzę do rozwiązań, co do których wiem, że mam rację. Jestem w stanie zrezygnować z projektu, zamiast go zmieniać, jeśli nie jest on w zgodzie ze mną. Co nie znaczy, że nie modyfikuję projektów, to się zdarza. Miałem ostatnio kilka takich, które przerosły klientów. Przyszli po coś dużego, dostali to i się wystraszyli. Przestraszyło ich to, że zmienią się za bardzo i staną się kimś innym? Nie wyobrażają sobie na początku, że w ramach własnych definicji można pójść znacznie dalej, niż myśleli. Wciskają wtedy hamulec i się z takimi ideami oswajają.

Studio Robert Majkut Design współtworzysz z Elą Madej. Jak to jest pracować z partnerką?

Koszmar (śmiech). Ale jeszcze się nie pozabijaliśmy. Nie jest to łatwe, kiedy pracujesz z kimś, z kim żyjesz – granice stają się płynne. To pomaga nam jednak nie odpuszczać, pilnujemy nawzajem poziomu. Ten rodzaj siły i napięcia, który jest w takich relacjach, pozwala wytykać sobie wszystkie niedoskonałości, na co nikt inny by sobie nie pozwolił. I to jest niepowtarzalne. Jesteśmy ze sobą 24 lata, razem zbudowaliśmy firmę, znamy się na wylot. To jest trudne w życiu prywatnym, ale ma też swoje plusy, nasza wspólna pasja rozlewa się na nasze aktywności rodzinne. Sześcioletnia córka, którą nazywamy naszą Fridą Kahlo, jest totalnie zafiksowana i wrażliwa na kolor, z kolei syn jest architektem, projektuje budynki – ma 13 lat.

Co Ci się najbardziej udało?

Dzieci. To na pewno. A poza tym udało mi się nie zmienić. Konsekwentnie pozostałem niepodatny na pokusy pójścia na łatwiznę. Jest takie stare angielskie powiedzenie, że jak coś przychodzi bez wysiłku i trudu, to widocznie jest źle zrobione – ja chyba podświadomie jestem jego zwolennikiem (śmiech). Ciężar wytężonej pracy nakładam głównie na siebie. Obowiązek rzetelności i wnikania niezwykle głęboko w to, co przede mną się stawia. Być może nie wszystkim jest to potrzebne i nie wszyscy z tego korzystają.

Czujesz się doceniony?

Zdecydowanie poniżej moich możliwości (śmiech). Cały czas prowadzę wewnętrzną rozmowę ze sobą, czy to, co robię, jest w zgodzie ze mną. Konsekwentnie angażuję się tylko w takie projekty, które naprawdę chcę robić, które uważam za istotne i sensowne. Cieszę się, że nie muszę operować wielką skalą. Myślę, że byłbym w niej narażony na dużo kompromisów. Komfort pracy nad tematami, które mnie cieszą, które uznaję za mądre i właściwe, to jest rodzaj luksusu, który staram się konsekwentnie pielęgnować.

Nad czym teraz pracujesz?

Zaskoczę cię, bo pracujemy nad projektem prywatnym, tak dużym, że zajęło nam to trzy lata. Zaczęło się od tego, że przyszedł do nas człowiek po fortepian, a skończyło na przeprojektowaniu mu całego mieszkania w Warszawie. Ewenement jak na nas, ale jak zwykle z rozmachem – mieszkanie ma 1500 m kw. i prawie drugie tyle na basen i inne rozrywki.

What’s next dla Roberta Majkuta?

Co dla kogoś takiego jak ja byłoby wyzwalające w projektowaniu? Odpowiedź nasuwa się sama: metawersum. To jest ten rodzaj eksploracji projektowania, który daje wolność i kompletny freestyle. Przestrzeń, gdzie można zakwestionować fizykę, budżet, sensowność czy adekwatność, np. skali. Dopiero kiedy puścisz te wszystkie cugle, okazuje się, czy wiesz, co z tą wolnością zrobić. Dla mnie to jest tak kuszące, że aż mnie świerzbią ręce, i już nad takimi projektami pracuję. To jest właśnie przyszłość projektowania, w której obnaży się wszystko to, co łatwo ukryć w realu. Łatwo ukryć swoje ograniczenia za wymogami, możliwościami, stanem zastanym – w metawersum, jeśli tylko umiesz, możesz zrobić wszystko.

Robert Majkut

Robert Majkut

CEO i dyrektor kreatywny studia Robert Majkut Design. Urodzony w 1971 roku. Studiował architekturę, sztukę i kulturoznawstwo. Interesuje się przemianami cywilizacyjnymi, rewolucjami w sztuce, antropologią kultury i nowoczesnymi technologiami, które wykorzystuje w swojej pracy. Współtwórca marki Whaletone, która produkuje unikalne fortepiany. Jest także wykładowcą, jurorem w konkursach i autorytetem w dziedzinie projektowania dla biznesu i strategicznego wykorzystania designu. Tworzy oryginalne, narracyjne projekty zdefiniowane wyczuciem koloru i miękkimi, swobodnymi formami oraz dbałością o szczegóły. Gdyby nie projektowanie i fortepiany jak śpiewające wieloryby, byłby właścicielem fabryki czekolady lub po prostu artystą. Uwielbia przesypiać poranki, by czytać, rysować i tworzyć nocą. Tata Mikołaja i Nikoli. Wraz z partnerką Elą Madej tworzą wspólnie od 24 lat swój designerski ekosystem w pracy i w domu.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Szukając perfekcji

Szukając perfekcji

Warszawa | 11 października 2022

W II edycji konkursu Wnętrze Roku SAW do zdobycia łącznie 100 000 zł

Nagradzamy dobre wzorce

Nagradzamy dobre wzorce

Warszawa | 31 sierpnia 2022

Robert Majkut o mechanizmach rządzących konkursami dla architektów wnętrz

Wokół onyksu

Wokół onyksu

Warszawa | 1 marca 2017

Wabu - Sushi & Japanese Tapas. Nowy projekt autorstwa Roberta Majkuta.