W paryskim apartamencie zaskakują sakralne konotacje. Powściągliwa gra światła, faktur i perspektyw toczy się wokół motywu przewodniego miękkich linii łuków, przywodzących na myśl klasztorne arkady. Wyważona dawka wnętrzarskiego radykalizmu pomaga zarówno w ekspozycji dzieł sztuki, jak i utrzymaniu niemal medytacyjnej ciszy.
Jesteśmy na lewym brzegu Sekwany, w jednej z najstarszych dzielnic Paryża, w apartamencie z widokiem na ogród Luksemburski. Historia rezydencji sięga XVIII wieku. Była ona w dużej mierze przebudowywana po rewolucji francuskiej i większość jej oryginalnych elementów już nie istnieje. Apartament wymagał więc istotnych wzmocnień konstrukcyjnych i gruntownego remontu. Usunięto wszystko, co zostało dodane, aby odzyskać pustą przestrzeń i zamienić ją we wnętrze z ascetyczną, prawie klasztorną atmosferą.
Jedyne wytyczne właściciela dotyczyły utrzymania spokoju, co Studio Razavi potraktowało z powagą godną klauzuli milczenia. Paleta kremowych kolorów jest na tyle skromna, aby nadać całe znaczenie światłu, zieleni ogrodu Luksemburskiego i dziełom sztuki, których jest tu sporo, i to najwyższych lotów. Próbując odtworzyć utracone warstwy czasu, Studio Razavi misternie połączyło elementy włoskiego i brazylijskiego designu z lat 50. ze sztuką i meblami własnego projektu. Chęć zatarcia granic między klasycyzmem a współczesnością wpłynęła na dobór dzieł z całego spektrum sztuki, od starożytnego imperium egipskiego po współczesność. Zestawiono ze sobą prace z odległych epok: jest maska afrykańska, antyczne popiersie, ale są też płótna francuskiego konceptualisty Daniela Burena czy amerykańskiego tuza Richarda Serry. Jednak w tym mieszkaniu nic nie ujawnia się od razu, fascynujące szczegóły formalne trzeba odkrywać powoli, w skupieniu, poddając się wyciszającemu klimatowi wnętrza.
A wnętrze jest tu właściwie zbudowane przez światło. Dzięki temu wymagało też stosunkowo niewielkiej interwencji, wybrano jedynie kilka mebli i dekoracji. W tym duchu opracowano też zdyscyplinowaną paletę materiałów, jednolite wykończenie ścian i sufitów oraz taki sam parkiet w całym mieszkaniu z wyjątkiem sypialni głównej. Trawertynowe ramy wyznaczają sąsiadujące ze sobą prześwity między salonem, jadalnią, kuchnią i częścią sypialną, tworząc perspektywy, które architekci podkreślili zaokrągleniami, gzymsami i efektami podwójnych ścian.
Salon, oparty na okręgu i harmonii miękkich krzywizn, otwiera się oknami na ogród Luksemburski, tworzący naturalne tło dla obrazu Richarda Serry. – Chcieliśmy wprowadzić w salonie dynamikę koła. Stąd kształt sof, które zaprojektowaliśmy, a następnie wyprodukowaliśmy we współpracy z Ateliers Jouffre. Do tego dywan jak wirująca spirala, a także efektowny, minimalistyczny kominek i wreszcie serce salonu, czyli stół wykonany z kawałka drewna sprzed prawie 50 tysięcy lat, zakotwiczający nas w czasie – tłumaczy Andoni Briones.
Narrację tego projektu w dużej mierze kształtuje rezygnacja z materiałów zbyt gładkich lub zbyt błyszczących na rzecz efektownych tekstur. Zacierany tynk miękko rozprasza światło, które dociera do mieszkania z trzech kierunków: południa, zachodu i północy. Na ścianach namalowano freski, które tworzą iluzje form architektonicznych i luźno nawiązują do klasztornego klasycyzmu czy arkad Senatu. – Ponieważ jesteśmy architektami, projektantami wnętrz i dekoratorami, pozwalamy sobie na zacieranie granic – mówi Andoni Briones. – Doprowadziliśmy to do skrajności w jadalni.
Tutaj architekci zastali na ścianie pozostałości fresku w formie dwóch łukowatych kształtów. Zaprojektowali więc komodę, która podąża za jego konturami. Pełni ona nie tylko funkcję praktyczną, ale tworzy także rodzaj ekspozycji dla wspaniałej biblijnej steli z IX wieku. – Już nie wiemy, czy komoda została stworzona na stelę, czy wręcz przeciwnie, wszystko odbija się echem… – zastanawia się architekt.