Philippe Starck: Piękno to tylko etykieta

Berlin | WT, EZ

14 grudnia 2012 | Design | Ludzie |

– Co roku w sierpniu wyjeżdżam do mojego domu na Formenterze (czwarta co do wielkości wyspa Balearów, leży na południe od Ibizy – przyp. red.), który mam już od 46 lat. Jest tam furtka, a na furtce napis: „Wizyty tylko po umówieniu”. Kiedy jestem tam, pracuję. Pracuję, pracuję, noc i dzień z moją żoną. Dla niej to jest bardzo nudne. Pracuję więc sam. 8-10 godzin dziennie. Zwłaszcza od czerwca do września. I wszystko jest zrobione w tym czasie. To jest mój czas kreatywności – mówi Philippe Starck, największa gwiazda wśród projektantów, którego spotkaliśmy ostatnio w Berlinie.

– Co roku w sierpniu wyjeżdżam do mojego domu na Formenterze (czwarta co do wielkości wyspa Balearów, leży na południe od Ibizy – przyp. red.), który mam już od 46 lat. Jest tam furtka, a na furtce napis: „Wizyty tylko po umówieniu”. Kiedy jestem tam, pracuję. Pracuję, pracuję, noc i dzień z moją żoną. Dla niej to jest bardzo nudne. Pracuję więc sam. 8-10 godzin dziennie. Zwłaszcza od czerwca do września. I wszystko jest zrobione w tym czasie. To jest mój czas kreatywności – mówi Philippe Starck, największa gwiazda wśród projektantów, którego spotkaliśmy ostatnio w Berlinie.

Czy design to dla pana zabawa?
– Tworzenie to najlepszy czas życia, ale to nie zabawa. Zapytaj matkę! To jest jak uzależnienie od narkotyków. Po trzech miesiącach pracy idę do kliniki wypocząć, jestem zniszczony i wszystko mnie boli. Łokieć, bark, kolano… (śmiech).

Pełen zapis rozmowy w piątym numerze kwartalnika „Design Alive”.
Magazyn znajdziesz: tutaj
Prenumeratę zamówisz: tutaj

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły: