Mezalians kwiatów z chwastami

O kwiatach myślą jak o dzieciach. Dbają o nie, pielęgnują, czasem pochwalą, innym razem zganią, gdy za wolno… rosną. Radek Berent i Łukasz Marcinkowski, twórcy kwiaciarni Kwiaty & Miut z Poznania, mówią, że kwiaty ich uwiodły, wręcz stali się ich zakładnikami.

Choć jest późny wieczór, Radek Berent i Łukasz Marcinkowski dopiero co skończyli pracę. Wiosenno-letni okres spędzają głównie na farmie, gdzie organicznie uprawiają kwiaty, które później ścinają i zawożą do swojej kwiaciarni.

– Pewnego dnia następuje łup i wszystkie kwiaty na polu się otwierają. Kwitną w całej obfitości – mówi Radek. – Wtedy wiemy, że będziemy pracować od rana do wieczora.

Ten moment nazywają boskim ciałem, które z jednej strony oznacza dostatek, z drugiej – harówkę. Przeciwstawiają się masowej produkcji kwiatów w Afryce i Ameryce Południowej. Dlatego latem w kwiaciarni bukiety powstają w większości z ich własnej uprawy. Resztę roślin sprowadzają od europejskich i innych polskich ogrodników. Ta etyczna świadomość pojawiła się jednak z czasem.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Poznali się w 2009 roku. Radek był projektantem w kolejnej agencji reklamowej i kończył fotografię na ówczesnej Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Na tej samej uczelni Łukasz studiował projektowanie mebli. Skończył też ogrodnictwo na Uniwersytecie Przyrodniczym i pracował jako florysta. Pomysł otwarcia kwiaciarni narodził się znienacka. 

– Zapytałem Łukasza, czy po dyplomie chce siedzieć przy biurku – wspomina Radek. – Odpowiedział: „Nie, chyba wolę siedzieć w kwiaciarni”.

Zresztą Radek, jak przyznaje, miał już dość projektowania wizualek dla kolejnego koncernu farmaceutycznego. Mimo młodego wieku poczuł nadciągające wypalenie zawodowe. Obaj postanowili iść na żywioł i otworzyć kwiaciarnię, jakiej Polska jeszcze nie widziała. Kiedy wreszcie do tego doszło, był rok 2013.

Kwiaty & Miut powstały na poznańskich Jeżycach – dzielnicy cieszącej się wówczas wątpliwą renomą. – Już wtedy tam mieszkaliśmy. Chcieliśmy mieć blisko do pracy. Ten wybór był oczywisty – opowiada Łukasz.

Ludzie pukali się w głowę. Tuż obok życiem tętnił rynek Jeżycki – z rzędem kwiaciarni pełnych róż, gerber, goździków i żółtych tulipanów. U Radka i Łukasza nie miało być tak banalnie.

– Co prawda przechodziliśmy fascynację każdym kwiatem, ale działaliśmy na zasadzie bodźców – opowiada Radek. – Mówiliśmy, że nie sprzedajemy czerwonych róż, ale nie tylko dlatego, że to największa romantyczna klisza, lecz też najbardziej przemysłowy kwiat.

Łukasz komentuje: – Na początku chcieliśmy sprzedawać świeże kwiaty i obalić mit ich nietrwałości.

Miejsce wyremontowali w miesiąc. Niewielka, butikowa przestrzeń wypełniła się meblami projektu Łukasza, ceramiką z Bolesławca, staroświeckimi kubkami Społem, naturalnymi ozdobami i rodzinnymi pamiątkami (stąd Miut, a więc meble, inspiracje, upominki, tekstylia).

Dziś, po 10 latach, po tych elementach już raczej nie ma śladu. – Raz na trzy miesiące robimy przemeblowanie. Niedawno lekko odświeżyliśmy przestrzeń. W końcu dorośliśmy do kolorowego sufitu. Pomalowaliśmy go na złotomiodowy. Mamy klasyczne podejście do wnętrza, w którym masz się dobrze czuć – mówi Radek. – Stworzyliśmy azyl, ale na naszą modłę.

Dla Łukasza najważniejsza była funkcjonalność, ekspozycja produktu oraz sprzedaż rzeczy, które im się podobają.

To, co jest niezmienne, to niebanalny kwiecisty asortyment. Do dziś obok klasycznych ogrodowych kwiatów, jak narcyzy, tulipany, piwonie i dalie, w bukietach pojawiają się, jak mówią, „chwasty”, czyli rośliny polne, z łąk, m.in. trybula, trawy, rumianek, mikołajek i chabry. Istotny jest również zapach, dlatego kwiaty łączą z dziką marchwią, miętą, kolendrą, koprem czy lubczykiem. To niecodzienne podejście do florystyki nie wszystkim przypadło do gustu. Zarzucano florystom zarozumiałość czy snobizm. Dziwiono się, że „sprzedają krzaczory”. 

Nie przeszkodziło to jednak, by profil Kwiaty & Miut w social mediach zdobył tysiące obserwujących. Przestrzeń kwiaciarni zapełniła się ludźmi, którzy nie tylko wychodzili z bukietami, ale też przychodzili na warsztaty z ich układania. 

Radek, pytany o sukces, odpowiada: – Naszym priorytetem były świeże, cięte kwiaty o świetnej jakości, które sami postawilibyśmy w domu. Odświeżyliśmy też model różnych kompozycji kwiatowych, np. wieńców. Wreszcie nie sprzedawaliśmy dziwnych bubli, figurek. Do nas wpada się tylko po… kwiaty.

Łukasz wspomina: – Chcieliśmy, by ludzie kupowali kwiaty nie tylko od święta, ale po prostu dla siebie. Kwiaty to głównie wspomnienia, dlatego sprzedawaliśmy też te, które pamiętamy z naszego dzieciństwa.

Rok po otwarciu kwiaciarni na polu przy rodzinnym gospodarstwie rolnym rodziców Łukasza posadzili pierwsze dalie. Coś, co miało być eksperymentem, okazało się kamieniem węgielnym farmy, która dziś jest podstawą działalności marki Kwiaty & Miut. Rosnące tam rośliny uprawiane są ekologicznie, na bazie kompostu, bez stosowania chemicznej ochrony roślin i syntetycznych nawozów.

– Myślimy o nich jak o naszych dzieciach – śmieje się Radek. – Chodzimy wokół nich. Niektórym grozimy, kiedy za wolno rosną, inne chwalimy. W naszej książce „Elementarz kwiatowy” piszemy, że kwiaty nas uwiodły. Zupełnie pochłonęły nasz czas.

– Można powiedzieć, że staliśmy się ich niewolnikami – mówi Łukasz. – Najpiękniejsze i wyszukane odmiany wymagają od nas dużo uwagi.

Mezalians kwiatów z „chwastami” to idea, którą Radek i Łukasz zaczerpnęli od Constance Spry, brytyjskiej florystyki z początków XX wieku. To ona pierwsza orchidee łączyła z gałązkami drzew czy liśćmi rabarbaru, a szklarniowe róże z gałązkami jeżyn. W Londynie prowadziła kwiaciarnię. Podejście Spry najpierw naraziło ją na ostracyzm, a później przyciągnęło angielską socjetę, z królową Elżbietą II na czele.

Constance pokazała, że florystyka nieodzownie związana jest z ogrodnictwem. Powtarzała, że najważniejsza jest sama czynność układania kwiatów, nieważne, w jaki sposób to robisz – mówi Radek. – Florystyka to przede wszystkim obcowanie z roślinami i ich podziwianie. Ma właściwości terapeutyczne. Układam kwiaty dla siebie, nie dla kogoś, nie dla widowni czy lajków na Instagramie. Uprawianie roślin nas relaksuje. Cieszymy się ze wszystkiego, co nam wyrośnie na farmie. Na równi rajcują mnie róże Davida Austina i dzika marchew. Ona też jest w pewien sposób wyrafinowana.

Łukasz roślinami interesował się, odkąd pamięta. Studia ogrodnicze tylko rozwinęły tę fascynację. – Cały czas szukam nasion i sadzonek nieznanych mi gatunków i odmian. Świat roślin jest tak obfity, że te poszukiwania nigdy się nie skończą – zauważa.

Radek mówi, że najlepiej odpoczywają, kiedy leżą na hamaku i wpatrują się w uprawiane rośliny. – Nasz związek emocjonalny z nimi jest ogromny – dodaje. Dla niego to element hortiterapii, czyli niekonwencjonalnej metody leczenia, która wykorzystuje aktywności związane z roślinami jako narzędziami terapeutycznymi i pozytywnie wpływa na kondycję człowieka. Obaj wierzą, że ludzie mają nierozerwalne połączenie z przyrodą. Rośliny były też nieodzownym elementem ich dzieciństwa. Kwiaty zrywali na łąkach, pomagali w uprawie warzyw, patrzyli, jak matki i babki wekują je i składują w piwnicach. W wywiadach wspominają, że bliscy przywozili z parku czy z zagranicznych wycieczek szczepki roślin, by później zasadzać je w przydomowych ogródkach.

– Jest coś niesamowitego w tym, że wkładasz nasiono do ziemi i patrzysz, jak na twoich oczach rośnie, jak się rozwija – ekscytuje się Radek. – Uwielbiam ten moment, kiedy wychodzę rano na farmę, widzę otwarte róże i tysiące pszczół bzyczących nad nimi.

Na farmie uprawiają też kwiaty, które byłyby bardzo drogie, gdyby sprowadzali je z Holandii. Chodzi o niewielkie i drobne gatunki, takie jak driakiew polna, kolorowy krwawnik, międzysekcyjne krzyżówki piwonii czy groszek pachnący o poplątanych łodyżkach.

Zachwyca ich, gdy kwiaty rosną krzywo, nie wychodzą jak spod sztancy, co jest symptomatyczne dla masowej produkcji. Te importowane, które zanim trafią do kwiaciarni, przez kilka tygodni leżą w chłodni, są według pracowników Radka i Łukasza pozbawione energii, „martwe”.

Dlatego najlepsze momenty to takie jak dziś, kiedy rozmawiamy. Rano Radek i Łukasz, mimo że niewyspani, przywiozą zbiory do kwiaciarni, rozstawią je na półkach i będą mogli w social mediach napisać: „Kochani, mamy dla was świeże kwiaty”. I w tym zdaniu nie będzie przesady. 

 

Kwiaty & Miut

Łukasz Marcinkowski i Radosław Berent od 2013 roku prowadzą słynną na całą Polskę kwiaciarnię Kwiaty & Miut w Poznaniu, wyznaczając trendy i propagując organiczną uprawę kwiatów. W poszukiwaniu inspiracji sięgają do źródeł historycznych. Stworzyli własny, rozpoznawalny styl, w którym widać fascynację malarstwem dawnych mistrzów holenderskich oraz ikonicznymi przedstawieniami kwiatów w sztuce współczesnej. W kompozycjach starają się uchwycić naturalny cykl przyrody, dlatego często wykorzystują kwiaty w różnych stadiach rozkwitu, podkreślając ich ulotne piękno. Obaj skończyli studia artystyczne.

Łukasz Marcinkowski

Rocznik 1984. Ukończył ogrodnictwo na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu oraz architekturę wnętrz na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym. Współzałożyciel marki Kwiaty & Miut.

Radosław Berent 

Rocznik 1978. Absolwent fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Przez wiele lat pracował w agencjach reklamowych. Współzałożyciel marki Kwiaty & Miut.

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

Ponadczasowa sypialnia

Ponadczasowa sypialnia

Warszawa | 24 kwietnia 2021

Poznajcie inspirujące wnętrza od polskich projektantów i nie tylko

Mebel dla roślin

Mebel dla roślin

Werona | 31 października 2017

Ettę – wielofunkcyjny mebel do przechowywania rzeczy i dzielenia przestrzeni.

Zapach kwiatów w szklanej ampułce

Olfattorio

Mediolan | 2 maja 2017

Ze sztuki perfumiarstwa do kwiatów.

Dzikie miejsce

Dzikie miejsce

Barcelona | 25 września 2016

Roślinność jako unikalne źródło inspiracji.