Na sprzecznych wartościach opiera się właściwie cała kultura a nawet cywilizacja – wiele wyzwań podejmujemy też w opozycji do czegoś lub kogoś. Czy jednak skontrastowane światy i wyobrażenia mogą mieć coś wspólnego? Albo inaczej: czy dzieląca je granica jest wyrazista czy raczej słaba, ledwie dostrzegalna?
Zapraszam na wycieczkę. Tym razem do Maroka, nazywanego od czasu do czasu „krajem kontrastów”. I niech nie zwodzi nas wspomnienie składanych nam kiedyś ofert w biurach podróży. Wybierzmy się raczej z pokoleniem bitników, na przykład znakomitymi pisarzami Williamem Burroughsem i Alanem Ginsbergiem, którzy w Tangerze odnaleźli swój azyl. Albo jeszcze inaczej – podążajmy za przeczuciami pewnego belgijskiego producenta filmowego, który trafił do innego, ale równie pociągającego regionu tego kraju – do Marrakeszu i jego najbliższych okolic. Wybierzmy się z nim do Fobe House. Co może skłonić człowieka, przyzwyczajonego do wygodnej, zachodniej egzystencji, by wybudować dom niemal na pustyni? Krajobraz zapierający dech w piersiach? To poważny argument, przemawiający za taką ideą. Ale czy wystarczający?
Inwestor nazywa się Dimitri de Clerq. Nie jest pierwszym filmowcem, który pokochał Maroko. Spójrzmy na filmowy szlak: tutaj powstawały zdjęcia m.in. do „Lawrence’a z Arabii” Davida Leana, „Pod osłoną nieba” Bernardo Bertolucciego, „Ostatniego kuszenia Chrystusa”, „Kundun” Martina Scorsese czy „Babel” Alejandro González Iñárritu. Lista tytułów jest bardzo długa.
Lecz Clercq nie przyjechał tu w poszukiwaniu idealnego planu zdjęciowego.. Dziesięć kilometrów na południe od Marrakeszu postanowił wybudować swój dom. Na horyzoncie widnieją Góry Atlas. Teren jest płaski, dominuje ciepły klimat, więc budynek ukształtowano tak, aby jak najlepiej chronił jego mieszkańców przed słońcem i wiatrem. A dwa „żagle” od zachodniej strony przeistaczają się w barierę dźwiękową i wizualną. Choć celem nie było ingerowanie w krajobraz, siłą rzeczy dom na pustyni stał się „cywilizacyjnym” śladem. Lecz Fobe House współistnieje z otoczeniem, operując pięknem kontrastów.
Architektura zawsze była fotogeniczna, a łączników pomiędzy bryłą a taśmą celuloidową jest wiele. Podstawowe kryterium to ruch. To w nim dostrzegamy architekturę, zmianę perspektywy czy poczucie skali. Ludzki wzrok porusza się, gdy otwiera się przed nim perspektywa. Ten tak uwielbiany przez surrealistów zmysł (jako narzędzie podglądactwa, ale także ucieczki w podświadomość, gdy go wyłączamy) był domeną m.in. Giorgia de Chirico. Gdy spojrzeć na Fobe House z dystansu, związek z malarstwem włoskiego surrealisty pozostaje dość bliski. To oko pozwala nam bawić się tą architekturą, odkrywając poszczególne elementy konstrukcji. Zbliżając się do domu, widzimy coraz więcej nowych, zaskakujących kształtów. Przestrzeń nieustannie się otwiera, i nieustannie wpływa na zmianę w postrzeganiu form i konturów. – Fobe powstawał w dwóch fazach. W pierwszej stworzono główną bryłę domu. Każdy jego element został gruntownie przemyślany, każdy metr kwadratowy przestrzeni został przedyskutowany z właścicielem – przyznaje Guilhem Eustache, twórca Fobe House, absolwent l´Ecole Spéciale d´Architecture de Paris.
De Clercq uczynił z Fobe House rodzaj samotni, nie zapomniał jednak o bliskich. W domu mieszka jego matka – z wykształcenia egiptolog, która prowadziła badania na wielu stanowiskach archeologicznych. To dzięki niej pojawił się pomysł, by pozwolić żyć architekturze w naturalnym, pustynnym otoczeniu. – Nie ma nic bardziej bezsensownego, niż próba przeniesienia do Maroka zachodnioeuropejskiego stylu życia, na który składa się również architektura – przyznawał Guilhem Eustache. A każdy region zasługuje na najlepszą dla niego zabudowę, również Marakesz. – Postanowiliśmy wykorzystać lokalne surowce, jak glina. Istotne okazały się wskazówki mieszkańców dotyczące np. liczby deszczowych dni w roku (jest ich od dziesięciu do dwudziestu), natężenie opadów, ale i wiedza o tym, że woda pitna znajduje się 40 metrów pod powierzchnią gruntu – dodaje architekt. Właściciel domu miał jeszcze jedno pragnienie. Chciał mieć widok na masywy Atlasu, by – dla kontrastu – oderwać wzrok od pustynnego krajobrazu. Architekt spełnił jego życzenie. Z tarasu na dachu może bez przeszkód spoglądać na góry. Czyżby przed wielu laty Hegel miał rację twierdząc, że architektura jest pierwszą spośród wszystkich sztuk?
Fobe House to niezwykłe spotkanie kultur Zachodu i Wschodu. To precyzyjnie przemyślana, a zarazem maksymalnie uproszczona architektura „wpisana” w pustynny krajobraz. To budząca niepokój od wieków próba sił: człowiek kontra natura. Jej wynik nietrudno przewidzieć. Chyba, że ma się w sercu słowa autora „Diuny” Franka Herberta: „Blichtr płynie z miasta, mądrość z pustyni”. I jest się gotowym na taką lekcję. A gdyby ten dom miał stać się filmem? Takie pytanie stawiał sobie sam de Clercq. – Może mógłby być klasyką spod znaku Jean-Luc Godarda, czyli „Le Mépris”, a w roli głównej willa ze schodami wiodącymi na dach. Czasami, gdy spoglądam na ściany zewnątrz mojego domu i marzę, wyobrażam sobie jak mój ulubiony film jest na nich wyświetlany – przyznaje reżyser. Takie otwarte pole do interpretacji podoba się bardzo architektowi. – Chciałem, aby ludzie odbierali ten dom jako szereg możliwości – deklaruje Guilhem Eustache.
W Fobe House i okalającej go przestrzeni słychać rozmaite opowieści, mniej czy bardziej prawdopodobne narracje. Główni „aktorzy”, mimo widocznych różnic, są jednak nie do podrobienia. Pociąga nas ich wyrazistość. „Ludzie na ogół źle tolerują swych sobowtórów, a łączą się na zasadzie kontrastów” – zanotował przed laty polski psycholog Antoni Kępiński. Goście pustyni – a wśród nich Guilhem Eustache i Dimitri de Clercq zapamiętali jeszcze jedną lekcję i nie dali się zwieść pozorom. „Nie można przyrody zwyciężyć inaczej niż przez to, że się jej słucha” – uczył nas Francis Bacon.