Kiki van Eijk i Joost van Bleiswijk. Ona rocznik 78., on o dwa lata starszy. Absolwenci Design Academy w Eindhoven, a zarazem czołówka niderlandzkich projektantów. Od kilkunastu lat tworzą parę. Wspólnie prowadzą studio i galerię, mimo to każdy zachowuje swą niezależność w projektowaniu. Czy bycie ze sobą 24 godziny na dobę jest łatwe? Czy rzemiosło w parze z designem to dobry biznes?
Kiki van Eijk i Joost van Bleiswijk. Ona rocznik 78., on o dwa lata starszy. Absolwenci Design Academy w Eindhoven, a zarazem czołówka niderlandzkich projektantów. Od kilkunastu lat tworzą parę. Wspólnie prowadzą studio i galerię, mimo to każdy zachowuje swą niezależność w projektowaniu. Czy bycie ze sobą 24 godziny na dobę jest łatwe? Czy rzemiosło w parze z designem to dobry biznes?
Przyjemny gwar, zwykły dzień, niezwykłych ludzi. Poprzemysłowa architektura, przez wielkie fabryczne okna sączy się zmierzch na bajkowe obiekty Kiki i techniczne fascynacje Joosta. Osobno i razem, bez dominacji, bez nachalności. Kiedy spotykamy się w ich studio, otoczeni są znajomymi i rodziną. Widać nić porozumienia, jeden zaczyna, drugi kończy, wystarczy spojrzenie. Projektowo niezależni, wspólne obiekty tworzą sporadycznie. Codziennie tworzą najbardziej emocjonującą parę projektantów współczesnego wzornictwa.
– My Holendrzy nie czekamy, aż ktoś zrobi coś za nas. Produkcję, promocję, wszystko bierzemy we własne ręce. Kiedy zaczynamy, jesteśmy nieco artystami, potem sami dbamy o wytworzenie, sprzedaż i dlatego możemy robić rzeczy bezkompromisowe – opowiada Joost.
– Nie znam za dobrze Polski, nigdy tam nie byłam. Ale wyobrażam sobie, że z wielu względów, np. waszej historii, też jesteście przyzwyczajeni do robienia wszystkiego samemu. To nas łączy – dodaje Kiki.
Pełen zapis rozmowy Ewy Trzcionki z Kiki van Eijk i Joost van Bleiswijk w szóstym numerze kwartalnika „Design Alive”.