Projektowanie mieszkań na własne potrzeby rządzi się innymi prawami niż praca dla klientów. Zamiast kompromisów — eksperymenty. Zamiast uniwersalnych rozwiązań — to, co osobiste.
Dla Ewy Konkol i Bartosza Baranowskiego z pracowni k+b architekci decyzja o stworzeniu „swojego miejsca” była naturalnym krokiem po latach projektowania dla innych.
Większość prac wykonali samodzielnie, po godzinach, często z pomocą rodziny. – Taka zamiana ról i możliwość sprawdzenia w praktyce własnych koncepcji dała nam zupełnie nową perspektywę w całym procesie budowlanym. To było bardzo cenne doświadczenie – podkreśla Ewa. – Ale nie będę ukrywać – nie było łatwo, szczególnie że oboje mamy dość perfekcjonistyczne podejście.
51-metrowe mieszkanie mieści się na ostatnim piętrze gdańskiej kamienicy, której górna kondygnacja została nadbudowana w latach 50. – Zostało zakupione w stanie do generalnego remontu, co pozwoliło nam zmodyfikować układ ścian działowych i zacząć pracę nad projektem od „czystej kartki”, bez większych ograniczeń – wspomina Ewa.
Głównym założeniem, jakie przyjęli, było pogodzenie dwóch często sprzecznych potrzeb: otwartości i możliwości wyodrębnienia stref o różnych funkcjach. – Przeanalizowaliśmy kilkanaście wariantów układu wnętrza – z dodatkowym pokojem gościnnym, kuchnią po drugiej stronie czy łazienką z oknem. Przed rozpoczęciem remontu chcieliśmy mieć świadomość wszystkich możliwych opcji – dodaje Bartosz.
Ostatecznie zrezygnowali z korytarza i wyburzyli ściany dzielące kuchnię, pokój i komunikację. Otwarta przestrzeń dzienna łączy teraz kuchnię z jadalnią, zapewniając swobodny dostęp do salonu, łazienki i sypialni. Przesuwne, drewniane drzwi pomiędzy sypialnią a salonem pozwalają natomiast swobodnie żonglować układem – przestrzeń może być bardziej otwarta w ciągu dnia, a wieczorem zyskać na intymności.
Mimo niewielkiego metrażu, mieszkanie nie sprawia wrażenia ciasnego. Wręcz przeciwnie – przemyślany układ funkcjonalny i konsekwencja w aranżacji budują poczucie spójności. Pomagają w tym także meble wykonane przez lokalnego stolarza. Choć na pierwszy rzut oka proste, kryją w sobie nieoczekiwane rozwiązania: telewizor ukryty za frontem, zintegrowany domek dla kota tuż pod sufitem – „z punktem widokowym”, czy sprytne schowki.
Tam, gdzie pojawiły się meble wolnostojące, dominują odrestaurowane modele z lat 60. – krzesła i fotele wyszukane na pchlich targach czy stoliki kawowe z brytyjskiej sieciówki. Jest też upragniona zdobycz, stół od marki Swallow’s Tail. – Model Meduza mieliśmy na oku długo przed zakupem samego mieszkania – mówi Bartosz.
Paleta kolorystyczna opiera się na dwóch wyrazistych akcentach: terakotowym brązie i głębokim odcieniu niebieskiego. Pierwszy z nich pokrywa sufit w salonie i sypialni – decyzja nietypowa, ale dobrze uzasadniona kontekstem miejsca.
Drugim mocnym akcentem kolorystycznym stał się nasycony, ciemny odcień niebieskiego. – Połączenie terakoty i niebieskiego wywoływało u nas przyjemne wakacyjne skojarzenia – z głębią oceanu, ziemią spaloną słońcem – wspomina projektantka. – Idąc tym tropem, kompletowaliśmy dodatki – okrągły dywan, który wyglądem przypominał nam wybrzeże morza, pełną słonecznego blasku pomarańczową lampę z Marset w sypialni, serię uchwytów z Pap Deco przedstawiających ryby i koniki morskie, tapetę z koralowcami z Wall&deco w łazience czy wspominany już stół Meduza.
Całość uzupełniają materiały o różnej fakturze i charakterze: od zatartych cegieł, przez fornir dębowy i marmur Calacatta Paonazzo, po miedziane lustra i okucia stolarskie. – Takie rozwiązania są ponadczasowe i dają gwarancję, że mieszkanie dobrze się zestarzeje – podkreśla Bartosz.
k+b architekci
Ewa Konkol (1989) i Bartosz Baranowski (1985) – absolwenci Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Wyspecjalizowali się w projektowaniu wnętrz mieszkalnych, gdzie czują, że ich praca wnosi realną wartość w codzienne życie domowników. Skupiają się na maksymalnym wydobyciu potencjału danego miejsca, często przy użyciu nieoczywistych rozwiązań funkcjonalnych.