Na początku był sen o przestrzeni, gdzie życie płynie wolniej, a dni zaczynają się od rżenia koni, nie od alarmu w telefonie.
Właściciele Ranczo Rosochacz długo szukali swojego miejsca. Znaleźli je w Koziegłowach – na „dzikim zachodzie Jury Krakowsko-Częstochowskiej”, w miejscu, którego sceneria skomponowana z wapiennych ostańców sprawia, że równie dobrze mogłoby posłużyć za plan filmowy westernu.
Choć zaczynali skromnie, od jednego konia, aktualnie sercem Rancza są dwie stajnie i rozległe pastwiska, na których pasie się blisko czterdzieści zwierząt, z których wiele trafia tu na trening. Nie bez powodu mówi się, że sceny jak z „Zaklinacza koni” są tu codziennością – konie uczą się ufać ludziom, a ludzie uczą się, jak naprawdę z nimi rozmawiać.
Rocznie przez padok przewija się tu nawet osiemdziesięciu „kursantów”.
Architektura ma tu przede wszystkim charakter użytkowy – łączy funkcjonalność z estetyką inspirowaną Dzikim Zachodem, ale przefiltrowaną przez lokalny, jurajski kontekst.
W samym sercu rancza, tuż obok stajni, stoją Arizona i Utah – najstarsze, parterowe chatki zbudowane z myślą o osobach, dla których pobyt skupia się głównie na pracy ze zwierzętami. Proste, drewniane wnętrza, dwa łóżka, rozkładana sofa i niewielki aneks z lodówką tworzą kameralną, trzydziestometrową przestrzeń, w której najważniejszy jest rytm dnia wyznaczany przez konie.
Po drugiej stronie rancza rozciąga się jego nowsza część – California, Nevada i Montana. Trzy domki w stylistyce nowoczesnych stodół z dużymi przeszkleniami otwierają się na pastwiska i las, pozwalając obserwować konie z tarasu podczas śniadania.
Najświeższym uzupełnieniem kompleksu są 55-metrowe domy Texas i Floryda – utrzymane w podobnym duchu, ale dla odmiany na elewacjach i wewnętrznych ścianach pojawia się charakterystyczny, lokalnie pozyskiwany kamień jurajski.
Na gości czeka także westernowy Saloon, dwie sauny i dwa jacuzzi, a dla tych, którzy zamiast siodła wybiorą siodełko – wiata rowerowa.