7. FashionPhilosophy: Moda bliska ciała

Żywy nośnik modowych idei. Odkrywane, wyzierające spod prześwitów i rozcięć, multiplikowane w paletę neutralnych, cielistych barw. Ciało. To właśnie ono triumfowało podczas 7. edycji FashionPhilosophy FashionWeek Poland (24-28 października). Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone. Wszak to ciało pozostaje ostatecznym interpretatorem użytkowania mody.

W Łodzi przeważały formy oszczędne, miękko otulające sylwetkę, nie wchodzące w ingerujący dialog z architekturą ciała, poddające się jego linii. Choć były też doskonale skrojone wyjątki.

Żywy nośnik modowych idei. Odkrywane, wyzierające spod prześwitów i rozcięć, multiplikowane w paletę neutralnych, cielistych barw. Ciało. To właśnie ono triumfowało podczas 7. edycji FashionPhilosophy FashionWeek Poland (24-28 października). Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone. Wszak to ciało pozostaje ostatecznym interpretatorem użytkowania mody.

W Łodzi przeważały formy oszczędne, miękko otulające sylwetkę, nie wchodzące w ingerujący dialog z architekturą ciała, poddające się jego linii. Choć były też doskonale skrojone wyjątki.

W Łodzi sporo było pęknięć. Gładkie, falujące powierzchnie tkanin przecinały bruzdy (Agata Wojtkiewicz), cięcia uwydatniały ciało (TOMAOTOMO), wyraziste linie porządkowały sylwetkę w nieoczywisty, geometryczny sposób (Maldoror, Nenukko, MMC, Kamila Gawrońska-Kasperska).

Alternatywny ton, pomimo przejścia z strefy „Off” do prezentacji na Designer Avenue, nadal utrzymuje Maldoror. – Pokaz mody przestał już mieć użytkową funkcję, stał się sztuką – przyznaje. I trudno odmówić projektantowi racji, uczestnicząc w widowisku, które stworzył. „Kontrciała” Maldorora (jedno z nich nagie, męskie) przemknęły w poprzek wybiegu we mgle i ciemności. Potem, dynamicznie i w perfekcyjnie odszytych syntetykach maszerowały po wybiegu krokiem, oczywiście, kontrkulturowym. Raz w sneakersach, raz w bezobcasowych koturnach. Spójnie, konsekwentnie, krytycznie.

Zachwyciła też minimalistyczna, inspirowana klimatem sportowym, kolekcja Michała Szulca. – Proces twórczy zaczyna się od inspiracji i ewoluuje do absurdalnych czasem powiązań. Szukam w bardzo różnych rejonach. Interpretacja finalnego efektu zaś należy do odbiorcy – mówi projektant. Tę swobodę widać w prezentowanej w Łodzi jego kolekcji „Violent”, i nie tylko ze względu na fakt, że budzi bardzo różne – pozytywne zresztą – skojarzenia. Szulc hołduje puryzmowi od czasu swojego debiutu w 2005 roku. Przyjemnie jest obserwować, jak jego kolekcje rozwijają się z niemalże algorytmiczną precyzją. Świetne materiały, czyste formy, choć niepozbawione romantyzmu i siły. A przy tym ready-to-wear, co jest dużym plusem projektanta, który na co dzień pracuje dla przemysłu, zmagając się z mnóstwem ograniczeń.

Wśród oczywistych czerni, dominujących beżów i szarości w kolekcjach pojawiają się znienacka: błękit (Szulc, Wiola Wołczyńska, TOMAOTOMO), czerwień (Szulc, Natalia Jaroszewska), róż (Wołczyńska, MMC, Kamila Gawrońska-Kasperska) i limonka (MMC, Justyna Chrabelska, Berenika Czarnota). Cała ta paleta pojawia się także na grzywkach Nenukko. Zaprojektowane przez Jagę Hupałło, okraszone mianem polskich „must have” w trakcie tegorocznej edycji Łódź Design Festival, grzywki stały się samoistnym bytem. Ich skośna linia i muśnięcia koloru zwiastują zmiany, nie tylko w obrębie marki.

Pokaz kolekcji służy głównie zmysłowi wzroku, jednak to dotyk i bliski kontakt z ubraniem i jakość decydują o jego walorach użytkowych: wygodzie, przyjemności płynącej z kontaktu z materiałem. Tę zależność, jako jeden z niewielu, świetnie uchwycił Łukasz Jemioł. Kolekcję Basic premierowo prezentowaną na wybiegu pokazał również w strefie Showroom, dostępnej dla każdego. Tym samym można było udać się na pokaz w świeżo zakupionym T-shircie z metką projektanta.

W ogólnym rozrachunku, zabrakło pewnej świeżości w doborze środków, odpowiadania na zmieniający się świat, elementu zaskoczenia i innowacji. Tą nazajutrz, w zupełnie innym miejscu, bo w Poznaniu, odnalazłam w wykładzie Stephana Wensveen’a, specjalisty od projektowania interakcji z użytkownikiem. Opowiadał o Wearable Senses (w wolnym tłumaczeniu: ubieralne, zdatne do noszenia, zmysły), płaszczyźnie mającej łączyć twardą inżynieryjną wiedzę z miękkimi: modą, ciałem, rzemiosłem. Konkluzja brzmi: dobrze zaprojektowana technologia ma szanse stać się pewnym przedłużeniem, domknięciem ludzkiego ciała.

Pod tym stwierdzeniem podpisują się również wielcy łódzcy nieobecni z marki Zuo Corp. Nie czekając na rewolucję obyczajową, która przedefiniowałaby także i branżę mody, Bartek Michalec i Łukasz Laskowski innowacji szukają w technologicznej obróbce tkanin i głębokim, dekonstrukcyjnym eksperymencie z formą. Przy czym kurs na przyszłość nie oznacza u Zuo Corp. ślepej maszynowej produkcji. Dla nich bezcenna jest ręczna robota i krawiecki fach. Stąd w ich ofercie znaleźć można i futurystyczne żakiety z pianki, i misterną rekonstrukcję tkaniny z dwudziestolecia międzywojennego.

Więcej: www.fashionweek.pl

no images were found

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły: