Pani Jurek: – Ukrywam w przedmiotach znaczenia

– Moja praca łączy w sobie bardzo wiele funkcji, może nawet więcej niż bym sobie życzyła. Niektóre z tych ról mnie uwierają, inne sprawiają mi przyjemność – mówi w wywiadzie Magda Jurek, projektantka i właścicielka marki Pani Jurek, laureatka Design Alive Awards 2020 i  Mazda Design Award 2020. 

W rozmowie z „Design Alive” zdradza, skąd czerpie inspiracje oraz w jaki sposób od pomysłów przechodzi do realnych projektów.

Studiowała Pani malarstwo, co sprawiło, że została Pani projektantką?

Magda Jurek (Pani Jurek): – Gdy studiowałam malarstwo na warszawskiej ASP traktowałam malowanie bardzo poważnie, myślałam wtedy, że to jedyne co mogę w życiu robić. Pracowałam w tym czasie dorywczo w pracowni ceramicznej i zdobywałam tam doświadczenie, choć nie przypuszczałam, że w przyszłości wykorzystam to zawodowo. Po studiach okazało się, że bardzo trudno jest żyć z malarstwa. Dodatkowo malowanie kompletnie mnie spalało. To bardzo osobisty proces i konfrontowanie prac z widzem było dla mnie niewyobrażalnie trudne. Postanowiłam spróbować swoich sił w projektowaniu. I tak wkroczyłam do świata, w którym istnieją obiektywne kryteria wyboru, ramy projektowe, które czynią pracę twórczą dużo łatwiejszą. Człowiek nie błądzi we mgle. Jednym z moich pierwszych projektów był żyrandol Maria SC wykonany z probówek. To był dobry czas dla projektów DIY. Bardzo szybko stał się sukcesem sprzedażowym i to nadało moim dalszym planom pędu.

Studia malarskie dały mi poczucie wolności projektowej. Nie wiedziałam jak wiele trudności stwarza proces projektowy, więc nie musiałam się go bać.

Zawsze nadrzędne było pragnienie nadania formy wyobrażeniu. Projektowanie na pierwszym etapie jest dla mnie do pewnego stopnia podobne do malowania obrazów. Ważny jest czas poświęcony na pogłębianie tematu, rysowanie, czytanie, doprecyzowywanie koncepcji. To moment w którym oprócz projektu, rozwijam się również ja. Pracuję bardzo manualnie, komputer nie jest moim przyjacielem. Wychodzę zawsze od rysunków, wycinanek, makiet. Są to integralne, skończone prace plastyczne, nie zawsze bezpośrednio związane z projektem, ale to one zagrzewają mnie do dalszej pracy. Tworząc je, myślę w kategoriach pokrewnych malarstwu. Kolory, kształty, napięcia, kierunki, kontrasty wewnątrz tych kompozycji przekładają się potem na finalne przedmioty.

Magazyn Design Alive

NR 47 WIOSNA 2024

ZAMAWIAM

NR 47 WIOSNA 2024

Magazyn Design Alive

ZAMAWIAM

DAH NR 11 JESIEŃ 2023

Skąd pomysł, żeby projektować akurat lampy?

To był intuicyjny wybór. Lampy nie są tak bardzo zdominowane przez funkcję jak inne przedmioty, bliżej im do abstrakcji, dają większą swobodę w obszarze formy. Gdy wchodzimy do pomieszczenia, wszędzie są jakieś rzeczy, a przestrzeń ponad nimi jest pusta. Dla mnie lampy to takie rzeźby na suficie. Jest jeszcze druga rzecz – większość moich projektów ma korzenie w dzieciństwie, w pierwszych zachwytach. Światło i atmosfera jaką ono tworzy, to jedne z tych rzeczy, które do mnie wracają w postaci tęsknot i inspiracji.

Oprócz lamp są również inne elementy wyposażenia, choćby meble stworzone we współpracy z pracownią mebli artystycznych Square Drop..

Najnowsza kolekcja TRN – inspirowana malarstwem Jana Tarasina, składa się dodatkowo z luster i stolików kawowych. Wszystkie elementy kolekcji korespondują ze sobą i tworzą system znaków w przestrzeni. Stoliki i lustra w odróżnieniu od ceramicznych lamp, wykonane są z litego drewna jesionowego. Powstają w pracowni stolarskiej Square Drop, specjalizującej się w renowacji starych mebli. To niesamowite miejsce prowadzi Agnieszka Sniadewicz-Świca. Ich dorobek, wiedza i umiejętności zrobiły na mnie takie wrażenie, że zapragnęłam z nich skorzystać. Szczęśliwie Agnieszka przymierzała się wówczas do rozszerzenia działalności o wykonawstwo mebli artystycznych i w ten sposób zaczęła się nasza współpraca. To była niezwykle komfortowa praca, bo wyobraźnia i warsztatowa wrażliwość Agnieszki i jej zespołu stolarzy, pozwoliły mi rozwinąć i zrealizować moje pomysły w sposób bezkompromisowy. Na obrazach Tarasina, przedmioty często nie są przedstawione ani frontalnie, ani z góry, są syntezą, znakiem samych siebie. Chciałam przenieść to na przedmioty. Na przykład płaskie znaki z blatów stolików powtarzają trójwymiarowe rysunki nóg. Chciałam uniknąć fornirowania i technik zdobniczych, musieliśmy zbudować stoliki w taki sposób, aby konstrukcje nóg stały się częścią blatów i uwidoczniły się na powierzchni blatów. To wydawało się trudne, ale udało się dzięki wykorzystaniu technik, które współcześnie zostały wyparte przez łatwiejsze i bardziej ekonomiczne. Meble wykonane są ręcznie, są również ręcznie wybarwiane i zabezpieczane olejowoskami. Wierzę w sens powracania do starych sposobów wytwarzania. Rzeczy powstające w ten sposób są może mniej atrakcyjne cenowo, ale zyskują status przedmiotów kolekcjonerskich, które służą latami i których się nie wymienia na nowsze.

Czuje się Pani bardziej artystką czy rzemieślniczką?

Moja praca łączy w sobie bardzo wiele funkcji, może nawet więcej niż bym sobie życzyła. Chciałabym jak najczęściej czuć się artystką, czyli w moim rozumieniu kimś, kto oddaje się pogłębionej refleksji nad jakimś fragmentem rzeczywistości i szuka dla niej indywidualnej, nowatorskiej formy. Takie momenty zdarzają mi się rzadko. Częściej powielam wymyślone przez siebie formy, wtedy jestem rzemieślniczką. Czasem robią to za mnie inni, wtedy jestem przedsiębiorczynią. Kiedy rozwiązuję problemy techniczne i projektowe, czuję się projektantką, a kiedy próbuję nadać temu wszystkiemu spójny kształt i kierunek, jestem bizneswoman. Niektóre z tych ról mnie uwierają, inne sprawiają mi przyjemność. A tak na co dzień, to w ogóle tego nie nazywam i się nad tym nie zastanawiam, tylko wykonuję kolejne zadania i staram się nie zwariować.

Jaka magia musi się wydarzyć, aby od pomysłu przejść do realnego przedmiotu?

Zaczyna się zawsze od mglistego pomysłu, który nie daje spokoju. Z jednej strony jest to zupełnie niekonkretne, z drugiej na tyle wyraźne, że każe ciągle o sobie myśleć i w końcu przelać na papier. Potem powstają rysunki i prace plastyczne wokół projektu, o których już wspominałam. Etap tworzenia szkiców, które nie uwzględniają problemów technicznych i konstrukcyjnych jest dla mnie niezwykle istotny. One pozwalają mi określić klimat projektu. Tworząc nawet najbardziej umowne i abstrakcyjne prace zawsze mam z tyłu głowy materiał z jakiego mógłby powstać przedmiot. Czasami tworzy się przedmiot z powodu zauroczenia konkretnym materiałem, innym razem szuka się go w trakcie pracy. Do tej pory zawsze projektowałam rzeczy, do samodzielnej produkcji, to znacząco wpływało na moje wybory technologiczne i materiałowe. Świadomość materiału plus krystalizujące się wyobrażenie tego co ma powstać, wyprowadza szkice z pola abstrakcji do konkretu. Praca przenosi się do komputera. Wtedy warto jak najczęściej makietować poszczególne rozwiązania i detale. Tych detali zawsze jest bardzo dużo, niektóre są ukryte, ale istotne i praca nad nimi mnie czasem frustruje. Potem przychodzi moment satysfakcji, bo przedmiot zaczyna być taki jakim go sobie wyobrażałam. Na koniec pozostają kwestie dokumentacji technicznych, zgodności z normami etc. – nic miłego.

Najbardziej przyjemny etap projektowania?

Najbardziej lubię noszenie pomysłu w głowie. To takie słodkie ziarenko, które sprawia, że dni są piękne i czuje się ogromną radość życia. Można powiedzieć, że to jest takie życie prenatalne projektu i że nie powinno się wliczać go w proces, ale dla mnie to ważny czas.  Należy go przeciągnąć umiejętnie, tak żeby ziarenko nie uschło. Wtedy czuję się bardzo utalentowana i myślę że to, co powstanie będzie znakomite. Potem, powoli przelewam kiełkujący pomysł na papier i to też jest bardzo przyjemne, choć już nie jestem z siebie tak zadowolona. To wciąż jest czas, w którym nie przewiduję nadciągających problemów. Nie ograniczam się, wszystko jest możliwe. Potem jest już tylko gorzej. Materia wyciąga pazury.

Wspomniała Pani, że myślom o nowym projekcie nierozerwalnie towarzyszy myślenie o materiale, z którego zostanie wykonany. Skąd jeszcze czerpie Pani inspiracje?

Ze wszystkiego. Historia każdego projektu jest inna, choć wątki projektowe i fascynacje przeplatają się ze sobą. Czasem punktem wyjścia jest pomysł, niespodziewana wizja, której później należy nadać kształt, czasem konkretna potrzeba, czasem długoletnia fascynacja jak w przypadku kolekcji TRN.

Moje projekty są osobiste, najczęściej dojrzewają długo i są splotem kilku wątków, które w odpowiednim momencie, pod wpływem jakiegoś impulsu, łączą się w jeden projekt. Małe obsesje, wspomnienia, trwałe fascynacje, przenikają się z codziennymi obserwacjami.

Każdy kolejny projekt ma coś z poprzedniego i jest zalążkiem kolejnego. Wybieram z rzeczywistości to, co mnie interesuje i wklejam to w głębsze i starsze zainteresowania. To jest taki fundament wizualny, coś co mnie motywuje do pracy i na czym buduję projekt. Najnowsza kolekcja TRN wywodzi się z mojej długoletniej fascynacji malarstwem Jana Tarasina oraz z wspólnej z nim obsesji poszukiwania rytmów i znaków w przestrzeni. Chciałam stworzyć coś, co uwolni mnie od prymatu funkcji, stworzyć projekt, w trakcie którego będę mogła myśleć obrazem. W wypadku Marii SC, lampy zrobionej z probówek, wyobraziłam sobie wazon, który unosi się nad stołem i połączyłam to z zainteresowaniem szkłem laboratoryjnym. W ten sposób powstała klasyczna w formie lampa, którą można aranżować na wiele różnych sposobów. To bardzo prosty projekt, którego siłą jest koncept. Dla odmiany, u podstaw dwóch siostrzanych lamp KOLO, które zaprojektowałam z architektem Piotrem Musiałowskim, leżał rynkowy brak oraz magnetyzm zjawisk astronomicznych. Byłam wtedy zaangażowana w projektowanie zabawek sensorycznych dla dzieci z dysfunkcjami, co otworzyło mnie na sensualną warstwę projektowania. Chcieliśmy, żeby przez zabawę z obiektem, można było dostosować natężenie światła do potrzeb i nastroju użytkownika. Projekt Psikusy, który stworzyłyśmy z Małgosią Gurowską, był reakcją na przedmiotowe i okrutne traktowanie psów przez ludzi na prowincji, którego stałam się świadkiem po przeprowadzce na wieś. Książka i klocki służące do tworzenia kundli, promowały nieoczywistą urodę skundlonych czworonogów i były manifestem różnorodności, nie tylko w kontekście psim. Projekt obrusu haftowanego od wewnątrz, który tworzy pod stołem przestrzeń domu, był dosłownym przeniesieniem wspomnień z dzieciństwa. Zegar łuskany dłutem snycerza niczym tarcza słonecznika, był owocem wyjazdu na Ukrainę. Fascynacja niesamowitym, wciąż żywym rzemiosłem huculskim, połączyła się z powszechnym obyczajem łuskania słonecznika przez Ukraińców. Dostrzegłam w tych dwóch czynnościach ten sam charakter medytacyjny. Czasem zachwyci mnie uroda odpadków, czasem radosna twórczość moich dzieci. Itd itp. każdy projekt jest wynikiem najróżniejszych wydarzeń i zbiegów okoliczności. To jest wspaniałe, że czasem tak odległe zjawiska lub obserwacje spotykają się i łączą w jedno pod postacią przedmiotu. Uwielbiam łączyć ze sobą wątki i ukrywać znaczenia, nawet jeśli są czytelne tylko dla mnie.

Czy każdy pomysł trafia – po dłuższym lub krótszym procesie tworzenia – do produkcji, czy może są takie, które nigdy nie ujrzały światła dziennego?

Oczywiście nie każdy. Niektóre pomysły nigdy się nie zmaterializują, bo są po prostu złe lub nieekonomiczne. Były też takie które mnie pokonały jak np. lampa wykorzystująca mechanizm przysłony irysowej. Pomysłów mam o wiele więcej niż możliwości czasowych i produkcyjnych, dlatego wiele z nich czeka na swój moment w licznych szkicownikach. Notuję tam rzeczy, które przychodzą mi do głowy. To są takie brudnopisy, niezbyt atrakcyjne. Gdy je przeglądam, czasem okazuje się, że jakiś bazgroł sprzed kilku lat nadal wzbudza we mnie emocje. Teraz na przykład pracuję nad koncepcją, która pojawiła się jakieś 10 lat temu. To było jedno z moich pierwszych pragnień projektowych ale wtedy brakło mi możliwości technicznych i konsekwencji żeby pomysł zrealizować. Myślę, że 10 lat leżenia w szufladzie bardzo dobrze zrobi temu projektowi. On teraz wygląda zupełnie inaczej niż na pierwszych rysunkach, jest mniej dosłowny ale baza, trzon jest ten sam.

Ma Pani szczególny sentyment, do któregoś z projektów?

Najczęściej sercem jestem przy projekcie, nad którym aktualnie pracuję. Lubię też niektóre projekty realizowane ze Stowarzyszeniem z Siedzibą w Warszawie. To niekomercyjne projekty z pogranicza designu społecznego i sztuki. Zawsze dawały mi możliwość poszerzenia pola doświadczeń i zmiany perspektywy. Lubię np. pracę Pola Niewidzenia – to próba wyobrażenia sobie jak „widzą” świat osoby niewidome. Stworzyłam serię przedmiotów starając się odwzorować kształty rzeczy postrzeganych przez dotyk. Ta praca utwierdziła mnie w potrzebie zaprojektowania kolekcji opartej na znaku, który przekształca się w przestrzeni i znacząco wpłynęła na kształt kolekcji TRN.

A czy ma Pani jakieś „artystyczne marzenia”?

Mam niespektakularne marzenia. Ucieszy mnie każda współpraca ze zdolnymi i otwartymi ludźmi. Na pewno w najbliższym czasie nie będę mogła samodzielnie wdrożyć nowego projektu, dlatego jestem coraz bardziej otwarta na współpracę z innymi markami.

Jakie plany szykuje Pani na najbliższy rok?

Zostałam zaproszona do współpracy przez francuską markę meblową. Projektuję dla nich serię lamp inspirowanych (nomen omen) żyrandolami z Włocławka.

Czeka mnie też wiele pracy na własnym poletku. Rozwijamy się, rozbudowaliśmy pracownię, zakupiliśmy nowy większy piec ceramiczny, tak by móc sprostać spływającym zamówieniom. Sytuacja rozwija się dynamicznie i myślę, że w nadchodzącym roku czeka nas wiele zmian. Muszę tak to wszystko poukładać, żeby wygospodarować jak najwięcej czasu na pracę twórczą i nowe projekty.

Pani Jurek

Magda Jurek (Pani Jurek) urodziła się w 1979 roku w Krakowie, aktualnie mieszka i pracuje w Ignacowie pod Warszawą. Założycielka marki Pani Jurek, artystka i projektantka, aktywnie działająca również w Stowarzyszeniu z Siedzibą w Warszawie zajmującym się edukacją kulturalną i działaniami społecznymi. Projektuje lampy, produkty do wnętrz, książki i zabawki dla dzieci, wyróżniając się niestandardowym podejściem do przedmiotów. Tworzy obiekty niestatyczne, wychodzące poza swoją stereotypową funkcję i pozwalające na interakcję z użytkownikiem. W 2020 roku Pani Jurek zdobyła specjalne wyróżnienie Design Alive Awards w kategorii Kreator i nagrodę Mazda Design Award. Więcej na: www.panijurek.pl

Zapisz się do newslettera!

Powiązane artykuły:

W jabłkowym matrixie

W jabłkowym matrixie

Grójec | 15 stycznia 2024

Magda Jurek opowiada o miłości do koloru i swojej nowej manufakturze

Mazda Design Experience. Młodzi designerzy podbijają świat

Mazda Design

Warszawa | 8 stycznia 2021

Młodzi designerzy podbijają świat w konkursie Mazda Design Experience